Szansa - 2013 rok. - Aleksandra (7)


Sto sześćdziesiąt pierogów z owocami, serem i grzybami. Moja mama przeszła samą siebie. Pierwszą porcję od razu zjedliśmy na obiad, resztę podzieliłam po szesnaście i równo poukładałam w zamrażarce, która do tej pory świeciła pustkami. Łukasz z zadowoleniem głaszcze się po brzuchu, uwielbia kuchnię mojej mamy i zawsze śmieje się, że nawet rozwód nie powstrzymałby go od wpraszania się na niedzielne obiady. Rodzice go uwielbiają, czasem nawet odnoszę wrażenie, że są z nim zżyci mocniej niż ze mną. 
Próbowałam przy okazji wypytać mamę o Tośkę, ale najwyraźniej o niczym nie ma pojęcia. Domyślam się, że moja siostra nie zmieniła zdania. Trudno się mi z tym pogodzić.

***
Majówkę Łukasz jak zwykle spędza na dyżurze. Kiepska pogoda nieco łagodzi mój żal, ale i tak uważam, że to niesprawiedliwe, że przez większość długich weekendów i świąt musi być w szpitalu. Na początku małżeństwa mieliśmy niepisaną umowę, że w te dni przychodziłam do niego i oglądaliśmy w dyżurce filmy lub graliśmy w planszówki. W zeszłe święta się tam nie pojawiłam, a i teraz nie mam takiego zamiaru. Nie potrafię się przemóc i przebywać na oddziale ginekologiczno-położniczym bez odczuwania zazdrości i zawiści.
Łukasz dzwoni do mnie chwilę po dwudziestej drugiej. Właśnie miałam kłaść się do łóżka i spać. Opowiada mi o swoim dniu, o tym jak bardzo za mną tęskni i że żałuje, że nie może się koło mnie położyć i poczuć moje ciało. 
Zaskakuje mnie to.
Już dawno do mnie tak nie mówił. W ostatnich miesiącach sprawiał wrażenie nieobecnego. Możliwe, że ponoszę za to winę. Pamiętam, jak wyrzucał mi, że tak bardzo zafiksowałam się na punkcie zajścia w ciążę, że przestałam zauważać jego samego. Oczywiście kłóciłam się, że to nie jest prawda, że najbardziej zależy mi właśnie na nim, ale podskórnie czułam, że ma rację. 
Kiedyś wystarczył mi Łukasz. Spędzaliśmy ze sobą niemal każdą wolną chwilę nie dlatego, że nie mieliśmy innych propozycji, po prostu chcieliśmy tego. Teraz jest inaczej. Tak bardzo pragnę dziecka, że nie potrafię czasem myśleć o niczym innym. Większość naszych znajomych od dawna jest rodzicami. Uskarżają się na bałagan, brak wolnego czasu i brak snu. Słucham tego, czasem nawet potakująco kiwam głową, ale wewnętrznie płonę. Niejednokrotnie mam ochotę wrzasnąć, by skończyli narzekać i docenili swoje życie. Oczywiście brak mi odwagi, by tak postąpić.
Kończymy rozmowę życząc sobie spokojnej nocy. Odkładam komórkę na stolik nocny i przykrywam się kołdrą, sen jednak nie przychodzi. Przewracam się z boku na bok i wiem, że już nie zasnę. Pod wpływem impulsu podejmuję decyzję. Rozbieram się z piżamy, zakładam koronkową bieliznę i podkreślającą figurę czerwoną sukienkę. Na to wszystko zakładam wełniany płaszcz i wychodzę z domu. Postanawiam zrobić Łukaszowi niespodziankę. Czuję przyjemny dreszcz podnieca, gdy wyobrażam sobie, jak zareaguje na moje odwiedziny u niego w dyżurce. Z pewnością będzie zadowolony. Ostatnio rzadko kiedy kochaliśmy się ot tak po prostu, bez celowania w najlepszy dzień cyklu. Jestem już pięć dni po owulacji, więc wiem, że do poczęcia dziecka dziś z pewnością nie dojdzie i o dziwo cieszy mnie to.
Energia mnie rozpiera, wręcz zalewa mnie dobry humor. Nie przeszkadza mi nawet ulewa i dochodzące z oddali odgłosy burzy. Przechodzę przez ulicę i nagle słyszę coś, co brzmi złowrogo. Moją ostatnią myślą jest to, że ciężarówka nie ma najmniejszej szansy się przede mną zatrzymać.

Komentarze