Szansa - 2013 rok. - Aleksandra (6)

   

  Jest mi zimno, marzną moje ręce i stopy, a podwójna warstwa koców nic mi nie pomaga. Łukasz mierzy mi temperaturę, prawie czterdzieści kresek. Zwijam się w kłębek i momentalnie zasypiam. Kiedy się budzę jest ciemno. Po odgłosach dochodzących z salonu domyślam się, że jest wieczór. Resztkami sił wstaję z łóżka, szukam w szafie czystej piżamy i idę do łazienki. Jestem lepka od potu, ale też nie czuję potwornego bólu gardła i głowy. Łukasz miał rację wmuszając we mnie antybiotyk. Próbowałam wszelkich znanych mi domowych sposobów, ale żadne nie okazało się tak skuteczne jak chemiczne świństwo, które być może właśnie trwale okalecza moje nienarodzone dziecko. A raczej niepoczęte. Prawdopodobieństwo, że jestem w ciąży jest nikłe. 
Łukasz podgrzewa mi porcję zupy czosnkowej i zaparza herbatę z sokiem malinowym. Nie mam pojęcia jak to możliwe, ale nigdy nie szkodzi mi to połączenie. Siedzimy razem pod kocem w sypialni i jemy w milczeniu. Ostatnio coraz więcej ciszy między nami. Czasem zastanawiam się, czy przez przypadek nie mówi o nas więcej niż chciałabym to przyznać.

***
     Robię porządki w papierach, nie mam pojęcia skąd tyle ich się tu nagromadziło. Do tej pory przekładałam je z miejsca na miejsce, co nie rozwiązywało tematu. Teraz, z niespotykaną siłą, mam zamiar rozprawić się z tym raz na zawsze. Większość z nich to śmieci. Gazetki reklamowe, niepotrzebne rachunki, moje listy zadań i notatki do projektów. Trzy siatki makulatury lądują w niebieskim pojemniku przed blokiem. Niewiarygodne jak ich brak odmienił wygląd biurka i jego okolic. Zachęcona sukcesem postanowiłam sprawdzić zawartość pudła z pamiątkami. Jego wieko jest mocno zakurzone, nie mam pojęcia kiedy ostatni raz je przeglądałam. Znajduje się w nim kilkanaście pamiętników, które prowadziłam od ostatnich lat podstawówki aż po studia. Otwieram pierwszy i zaczynam czytanie, większości opisanych historii nie pamiętam. Równie dobrze mogłyby przydarzyć się innej osobie. Doskonale za to wiem, czemu brakuje w nich kartek. To mój odwieczny zwyczaj, kiedy przytrafiało się mi coś nieprzyjemnego wyrywałam stronę, na której te wydarzenia opisałam. Po to, żeby nie pamiętać. Jak widać nie udało się. W pudełku są listy od Łukasza z czasów narzeczeńskich. Ciężko go było przekonać do jakichkolwiek czułych gestów. Na palcach jednej ręki mogę wyliczyć sytuacje, w których dostałam od niego kwiaty czy prezenty niespodzianki. Za to listy pisał piękne. Z rozrzewnieniem przykładam je do nosa, mimo że jestem pewna, że zapach używanej przez niego wody kolońskiej dawno się ulotnił. Przejeżdżam dłonią po krzywo kreślonych literach i próbuję przywołać towarzyszące mi wówczas emocje. Ten akurat list Łukasz napisał mi nasze zaręczyny. Znam go na pamięć. Nie spodziewałam się, że tak szybko się mi oświadczy. Umawialiśmy się ze sobą raptem kilka miesięcy i dalecy byliśmy od planowania przyszłości. Przynajmniej tak mi się wydawało. A jednak, w wieczór wigilijny, kiedy podeszłam do choinki otworzyć prezent wcześniej przygotowany przez Łukasza okazało się, że w środku pudełka znajduje się koperta z listem i pierścionkiem zaręczynowym. Czytałam list kilka razy nim dotarła do mnie jego treść. Rodzice wraz z Tośką i Michałem przypatrywali się mi w osłupieniu, gdy zaczęłam wykrzykiwać tak, tak! Dopiero kiedy usłyszeli moją rozmowę telefoniczną z Łukaszem rzucili się do gratulacji. 
W pudle znajduję sporo bibelotów, które obecnie nie przedstawiają żadnej wartości, zarówno użytkowej jak i sentymentalnej. Bez żalu się ich pozbywam.
Spoglądam na zegarek, dochodzi prawie dwudziesta druga. Czas przelatuje mi przez palce. Dopiero teraz czuję głód, ale nie mam sił szykować sobie kolacji. Przebieram się w piżamę i wchodzę do pustego łóżka. Tęsknię.

***
   Wiosenne powietrze od zawsze napełniało mnie nadzieją. Magnolie, bzy i konwalie. Cudowny czas odrodzenia ziemi, zrzucania z siebie okowów zimy; ciężkich bezkształtnych płaszczy i niszczących fryzury czapek. Lekkość, wolność, odrodzenie. Nadzieja.
Idę główną alejką parku i wdycham zapach świeżo skoszonej trawy. Słyszę w oddali radosne piski dzieci, które bawią się na placu zabaw. Jak to możliwe, że jest mi tak lekko i ciężko jednocześnie? 
Łukasza nie będzie w domu przez kolejny weekend. Zjazd ginekologów z całej Polski i nudne konferencje - mniej więcej tak zrelacjonował mi swoje plany. Przez krótką chwilę chciałam mu zaproponować, że moglibyśmy razem pojechać do Wrocławia, ostatecznie uznałam, że nie byłoby to właściwe. W każdym związku  potrzebna jest przestrzeń, która pobudza tęsknotę i zacieśnia więź. Może to właśnie ten czas?
Mija mnie para staruszków, trzymają się za rękę. Jest w tym coś boleśnie cudownego.

***
     Tośka wyje. Stawiam na drewnianej tacy kubki z gorącą czekoladą i talerze z ciastem drożdżowym. Liczę po cichu do dziesięciu i wychodzę z kuchni.
- Poczęstuj się.
- Nic nie przełknę.
- Dobra. Co się dzieje? - patrzę na moją dwudziestotrzyletnią siostrę z coraz większym niepokojem. Do tej pory nie zdarzały się jej tego rodzaju historie, rzadko kiedy do mnie przychodzi, więc nim się odzywa w głowie mam milion scenariuszy. Żaden nie okazuje się prawdziwy. 
- Jestem w ciąży. Dziesiąty tydzień.
- Co? - nie dociera do mnie, w jaki sposób to możliwe. Przecież Tośka jest zagorzałą singielką, feministką i przeciwniczką macierzyństwa. Dzieli nas nie tylko prawie siedem lat różnicy wieku, ale i pragnienia. 
- Szaleństwo, co? 
- Kto jest ojcem? Znamy go?
- Nie warto o nim wspominać. 
- To jaki masz plan? Weźmiesz dziekankę czy będziesz próbować skończyć studia?
Tośka patrzy na mnie swoimi dużymi, wiecznie zdziwionymi, niebieskimi oczami i wzdycha.
- Nie będę matką. Nigdy tego nie chciałam. Mam plany, ambicje i dobre perspektywy przed sobą. Ta ciąża tego nie zmieni.
- Chcesz usunąć dziecko? - staram się być spokojna, co kosztuje mnie ogrom wysiłku.
- Nie mów o ciąży jak o dziecku. To dopiero dziesiąty tydzień.
Dziesięć tygodni, dziecko ma już jakieś 3 cm długości i na badaniu można zobaczyć i usłyszeć jego serduszko. Potrafi ruszać rękami i nóżkami. Znam na pamięć każdy szczegół dotyczący przebiegu ciąży.
- Tośka, zwał jak zwał. Nie powinnaś podejmować żadnych pochopnych decyzji. Szaleją w tobie hormony i to naturalne, że się boisz. Ale spokojnie, nie jesteś sama. Pomożemy ci z Łukaszem i jestem przekonana, że rodzice też nie zostawią was na lodzie.
- Wiem, wiem. W zasadzie to przyszłam prosić ciebie o pomoc. Pogadaj z Łukaszem, niech wystawi mi zaświadczenie o jakiś wadach albo coś takiego.
- Wadach?
- Wadach płodu - przewraca oczami wyraźnie sfrustrowana, że musi mi tłumaczyć coś tak oczywistego. - Mam niewiele czasu, żeby usunąć na legalu.
- Nie pomogę ci w tym. Łukasz też nie.
- Świetnie, wiedziałam, że na starszą siostrę mogę liczyć - rzuca złośliwie.
- Nie obrażaj się, proszę. Chcę ci pomóc, ale nie w ten sposób.
- A niby jak możesz mi pomóc? Dziecka za mnie urodzisz.
- Możemy się nim zająć, skończysz studia i znajdziesz pracę. Zobaczysz, wszystko się ułoży.

Tośka nie odpowiada. Po jej minie od razu poznaję, że nawet nie rozważa tego, co jej powiedziałam. Wychodzi bez pożegnania, a ja przez następną godzinę gryzę się z myślami i próbuję stłamsić buzujące we mnie emocje. Mam wrażenie, że życie kolejny raz sobie ze mnie kpi.

Komentarze