Bezcenny dar - burza uczuć (46)

    
      Dochodziła pierwsza w nocy. Gwieździste niebo przykryły ciemne chmury, deszcz miarowo opadał na ziemię. Kacper wybrał numer Malwiny i oczekiwał w napięciu. Po piątym sygnale odebrała. Nie mam ochoty słuchać wyjaśnień – oznajmiła lodowatym tonem. Rozumiał, mimo to pojechał do niej. Tęsknił za nią i nie chciał stracić żadnej minuty.
Czekał bardzo długo nim otworzyła mu drzwi do pokoju. Wszedł niepewnie do dobrze znanego mu pomieszczenia. Malwina skrzyżowała ręce i patrzyła na niego z grobową miną. Serce krajało się mu na widok przekrwionych spojówek i podkrążonych oczu. Niewątpliwie płakała i nietrudno było się mu domyślić kto był przyczyną łez. Podszedł do niej i mocno przytulił do siebie. Z wyraźnym wahaniem odwzajemniła uścisk. Jej serce biło przyspieszonym rytmem, zagłuszając złe myśli. W końcu udało się im porozmawiać. Kacper zdał jej szczegółową relację z wypadku Karoliny. Pozostało im czekać.

***
        Karolina z trudem otworzyła oczy i od razu je zamknęła. Była bardzo zmęczona. W dali słychać było szpitalną krzątaninę. Próbowała zebrać myśli, ale wciąż nie mogła sobie przypomnieć w jaki sposób się tu znalazła. Chciała się odezwać, ale zamiast głosu wydała z siebie ledwo słyszalny jęk. Rozsadzał ją ból. W głowie pojawiały się obrazy. Pakowała walizkę. Szła na przystanek autobusowy. Padało, niebo było szare. Śpieszyła się. Bała się spóźnić. A później poczuła uderzenie.
Dziecko. Co z jej dzieckiem? Poruszyła rękami i położyła na brzuchu. Nie wyczuwała żadnego ruchu.
Na taborecie przy łóżku siedział Marcin. Miał zaciśnięte usta, przekrwione oczy. Uśmiechnął się do niej i mocno ścisnął jej dłoń. Myślałem, że cię stracę – powiedział, a ona wiedziała, że nie mówi tylko o wypadku.
Trudno było im rozmawiać, szpitalna sala nie zapewniała prywatności. 
   W końcu opowiedziała wszystko. Od kilku tygodni myślała o Andrzeju. Walczyła ze wspomnieniami, przepełniona goryczą i złością. Przygotowania do ślubu i nowego życia dodatkowo potęgowały te uczucia. W końcu postanowiła zmierzyć się z przeszłością i pojechać do Krakowa. Teraz nie była pewna czego oczekiwała po spotkaniu z nim. Być może szukała przebaczenia dla siebie samej i chciała powiedzieć, że sama przebacza. Jak się okazało, dla Andrzeja nie miało to żadnego znaczenia. Kiedy weszła do jego biura poznała po jego spojrzeniu, że jest wściekły. I choć po cichu cedził słowa, to słyszała je dostatecznie głośno. Dobitnie. Raniły ją jak noże. Spadł na nią grad oskarżeń. Człowiek, któremu kiedyś zawierzyła, ma ją za nic. Człowiek, któremu się oddała, uważa ją za oszustkę. Człowiek, który jest ojcem jej dziecka, wścieka się na nią, że wbrew jego poleceniu, nie poddała się aborcji. Była naiwna. On nie chciał przebaczenia. Przez te wszystkie miesiące nie zmienił swojej postawy. Nie żałował niczego.
        - Przyjechałam tylko po to, żeby powiedzieć, że to nie jest twoje dziecko. I nigdy nie było. Nie musisz się martwić.
Wyszła z pokoju nim zdążył cokolwiek odpowiedzieć. Zauważyła tylko, że na jego twarzy pojawiła się niewymowna ulga. Nie miała ochoty na przechadzanie się starymi uliczkami. Zapłakana poszła na grób babci, a stamtąd prosto na pociąg. Nie zatrzymała się na posiłek, a zabrane kanapki już dawno zjadła i odczuwała głód. Podróż zdawała się trwać wieczność. Konduktor poinformował, że z uwagi na prace remontowe będą mieli przynajmniej półgodzinne opóźnienie. Ostatecznie okazało się, że do Koniecpola dotarła półtorej godziny po czasie. Ostatni PKS do Maminowa odjeżdżał za dokładnie cztery minuty, więc niewiele myśląc pędem skierowała się w stronę przystanku. To ostatnie co pamięta. Resztę zdarzeń zrelacjonował jej już Marcin. Ponoć biegnąc po schodach zachwiała się i spadła. Była nieprzytomna. Ktoś zadzwonił po karetkę, a później ratownik medyczny wziął jej komórkę i wybrał ostatnio używany numer. Stąd o jej wypadku dowiedział się Kacper, a później Marcin.
  Z pierwszych badań wynikało, że upadek nie spowodował żadnych poważniejszych obrażeń. Jednak lekarzom nie podobał się obraz USG dziecka i postanowili na wszelki wypadek zatrzymać ją na kilkudniową obserwację.

***
       Sobota była dniem targowym. Do Maminowa zjeżdżali od najwcześniejszych godzin porannych liczni sprzedawcy. Pomimo niewyspania Malwina koniecznie chciała się na niego wybrać i dlatego już o szóstej rano Kacper czekał na nią na podjeździe. Gdy tylko dotarli z samochodu urzekła ją atmosfera tego miejsca. Piski szczeniaków, gdakanie kur, miauczenie kocurów wymieszane były z gwarem prowadzonych rozmów. Chodzili pomiędzy straganami nie szukając niczego konkretnego. Delektowali się chwilą i tym, że mogą po prostu być ze sobą.
Po powrocie pojechali do szpitala. Spotkali się tam z Marcinem, który przedstawił im najświeższe informacje. Karolina miała się dobrze. Oprócz lekkiej anemii i drobnych skaleczeń nie działo się z nią nic niepokojącego. Niestety sam przebieg ciąży nie był prawidłowy. Lekarze nie byli pewni czy to wskutek wypadku, podróży czy też innych przyczyn, szyjka macicy znacznie się skróciła i groził jej przedwczesny poród. W związku z tym najbliższe tygodnie miała spędzić w łóżku, nie podjęto jeszcze decyzji, czy będzie mogła wrócić do siebie czy koniecznym będzie dalsza hospitalizacja.
Wszystko to musieli następnie zrelacjonować mamie Kacpra, która już kilkukrotnie dzwoniła do nich, żeby zdobyć informacje o Karolinie. Bardzo się troszczyła o nią w przeciwieństwie do matki Marcina, która nawet nie zareagowała na wiadomość o wypadku. Wielokrotnie dawała do zrozumienia, a nawet mówiła wprost, co sądzi o ich związku. Absolutnie nie miała ochoty się angażować ani przejmować swoją przyszłą synową. 
Wieczorem postanowili zobaczyć jakiś film i zamówić pizzę. Nie mieli ochoty na randkę poza domem, zresztą warunki atmosferyczne nie zachęcały do wyjścia na zewnątrz. Za oknem szalał wiatr, błyskawice rozświetlały niebo, a deszcz lał się strumieniami. Po chwili nastąpiła awaria zasilania i wszędzie nastała ciemność. Siedzieli przytuleni do siebie na kanapie w blasku jednej świecy. W domu było zimno, więc Kacper przyniósł koc, którym opatulił drżącą Malwinę. Spojrzał na nią i zachwycił się. Wyglądała przepięknie, a sceneria wydawała się mu książkowa. Przysunął się do niej i delikatnie pocałował ją w usta. Były miękkie, ciepłe. Oddała pocałunek z większą żarliwością niż dotychczas.
- Kocham cię – wyszeptał. Tym razem nie miał wątpliwości, czy go usłyszała.
W ciemności dostrzegł błysk w jej oczach.
- Ja też cię kocham. Kochałam cię od samego początku, tylko nie wiedziałam, że tak bardzo.
Pocałował ją zachłannie. Pocałował ją z taką mocą, jakby należała do niego. Pocałował ją namiętnie. Nie opierała się. Koc bezszelestnie spadł na ziemię. Rękami błądził po jej ciele. Wyczuwał smukłość talii i ponętny kształt bioder. Odpowiedzią na te pieszczoty było szybko bijące serce i głośny oddech Malwiny. Spojrzał na nią. Mógł ją kochać, mógł się z nią kochać. Czyż nie tego pragnął? Pragnął i to bardzo. Odsunął się. Nie chciał jej skrzywdzić. Nim zdążyła cokolwiek powiedzieć wyszedł na dwór. Nie zważał na szalejącą wichurę. Dopiero po kilkunastu sekundach zorientował się, że jest cały mokry od deszczu. Mimo to nie wracał do domu. Potrzebował czasu, by ochłonąć. Wiedział, że jeśli teraz zawróci, nie będzie mieć siły do walki z pokusą. Musiał być więc opanowany za ich oboje. Malwina była warta czekania. Nie miał co do tego wątpliwości.

Komentarze