Bezcenny dar - sen Józefa (42)


     Hala dworcowa tętniła życiem. Ludzie popychali się i przekrzykiwali. Każdy był zajęty swoimi sprawami, nieczuły na to co działo się wokół niego. Wypowiedziane cicho „kocham cię” mogło zostać nieusłyszane, a tym samym nie doczekać się odpowiedzi. Ale Malwina usłyszała to wyraźnie. Nie umiała znaleźć odpowiednich słów, nie znała ich. Udała więc przed Kacprem, a częściowo przed sobą, że nie trafiły do jej uszu. Miała nadzieję, że nie dała po sobie poznać, że trafiły do jej serca. I że zrobiły tam spustoszenie.

***
    Karolina przypatrywała się Marcinowi, który był pogrążony w rozmowie z kimś ważnym. Nie pamiętała już kto to był, wiedziała jedynie, że od tego spotkania dużo zależało. Szkoła startowała w unijnym projekcie, dzięki któremu mogłaby dostać środki na sfinansowanie wielu potrzeb i planów, które wyrastały jak grzyby po deszczu. Marcin w ostatnich dniach był z tego powodu poddenerwowany i wycofany. Nie czuła się dobrze na tego rodzaju przyjęciach. Marcin miał rację, co do tego, że powinna była kupić sobie odpowiednią sukienkę, na co ostatecznie się zgodziła. Wybrała suknię o prostym kroju, odcinaną pod biustem podkreślającą coraz bardziej widoczny brzuszek. Wyglądała ładnie, poprawnie. Upięła włosy, zrobiła sobie nawet delikatny makijaż, co nie było w jej stylu. Miała nadzieję, że nie przynosiła mu wstydu. Na początku przyjęcia Marcin przedstawił ją kilku osobom i może przesadzała, ale wydawało się jej, że każdy bacznie ją lustruje. Chyba to zauważył, bo zapytał się je, czy dobrze się czuje. Nie przyznała się do swoich obaw, zamiast tego zapewniała, że wszystko jest w najlepszym porządku i że cieszy się, że tu jest. Prawda była zupełnie inna. Odliczała minuty do końca przyjęcia. Nic nie było w porządku. A przede wszystkim to, że na koktaju (tak chyba brzmiała prawidłowa nazwa, nie była pewna) pojawiła się Aleksandra. Przyciągała uwagę wszystkich, wyróżniała się wśród zgromadzonych. Błyszczała. Karolina mimowolnie zaczęła się do niej porównywać i wyobrażać sobie Marcina i Olę na takich przyjęciach. Oboje musieli stanowić cudowną parę. Co prawda Marcin wielokrotnie zapewniał ją, że jest piękna, ale teraz nie czuła tego. Zresztą nie przejmowała się jedynie kwestią urody. Sam strój Aleksandry kosztował tyle ile jej miesięczna pensja, to potrafiła przyjąć i przeboleć. To co naprawdę ją niepokoiło, to widoczna różnica klas. Nie chodziło o wykształcenie (ze swojego była dumna), ale o całą resztę. Pochodzenie, pieniądze, elokwencję czy pewność siebie. W tych obszarach odczuwała spore braki i obawiała się, że są one widoczne dla innych.
Ola podeszła do niej i zaczęła kurtuazyjną pogawędkę. Była nad wyraz uprzejma i sztuczna jednocześnie. Słowa wyrażały jedno, mowa ciała im przeczyła. Grzecznościowa wymiana zdań na szczęście nie trwała długo. Chyba żadna z nich nie miała na nią siły. 

***
     Malwina siedziała przykryta pod starym wełnianym kocem i trzęsła się z zimna. Gorąca herbata tylko na moment ją rozgrzała, obecnie czuła jak po jej ciele przechodzi kolejna fala dreszczy. Nie była pewna, czy zbierała ją choroba czy też raczej jej organizm w ten sposób odreagowywał nagromadzone emocje. 
Za dużo myśli kłębiło się jej w głowie.
Rozważała, czy powinna wracać do pracy. Duma kazała jej odrzucić propozycję Gburskiego, ale rozsądek podpowiadał coś innego. Nie potrafiła się skupić. W głowie słyszała tylko jedno. Ledwo słyszalne wyznanie miłosne Kacpra, które pozostawiła bez odpowiedzi. Dopiero teraz dostrzegła, jak bardzo dziecinnie się zachowała. 

***
      Kacper wysiadł z pociągu z ulgą. Chciał jak najszybciej dostać się do domu i zasnąć. Nie myśleć. Nie wyrzucać sobie głupoty. Nie planował wyznania miłości. Nie po tak krótkim czasie. Nie na dworcu. Nie po cichu. Był tchórzem. Mógł przynajmniej wypowiedzieć je głośno. Wyraźnie. A nie burknąć to pod nosem bez pewności, czy jego ukochana usłyszała, to co chciał przekazać. Chyba nie słyszała. Bo gdyby usłyszała, to powinna odpowiedzieć. Prawda?

***
     Marcin nie potrafił zasnąć. Zdążył się już przyzwyczaić do tego, że odkąd poznał Karolinę nie dane było się mu wyspać. Bynajmniej nie dlatego, żeby spędzali ze sobą upojne noce. Nie. Choć chciałby bardzo. Pomimo swojego nawrócenia, silnego pragnienia zmiany swojego życia, pokusa była ogromna. Karolina jednak pozostawała niewzruszona. Pocałunki zdarzały się im rzadko, a te którymi go obdarzała były tak delikatne jak dotknięcie skrzydeł motyla. Na nic więcej mu nie pozwoliła. Wiedział, że stąpa po kruchym lodzie i musi za wszelką cenę respektować narzucone przez nią granice.
W końcu zasnął, a kiedy obudził się nic nie było takie samo. Podjął decyzję. Szaloną? Być może. Czuł jednak, że słuszną. Chciał już przedstawić ją Karolinie. Spojrzał na zegarek. Kilka minut po czwartej. Ruszył w drogę.

***
    Karolina szczelnie opatuliła się szlafrokiem próbując tym gestem uspokoić szalejące w głowie myśli.
- Możesz mi opowiedzieć to wszystko jeszcze raz?
- Miałem sen. Proroczy. Śniło się mi małe dziecko, dziewczynka. Wyciągnęła do mnie ręce i powiedziała, że mam się nie bać przyjęcia jej i jej mamy. Kiedy się obudziłem byłem pewien, że to był znak od Pana Boga. Przemówił do mnie jak do Józefa.
- Nie sądzisz, że to zbyt śmiałe porównanie?
- Nie. Jestem przekonany, nie ma we mnie cienia wątpliwości, że to było zaproszenie do głębszego zaangażowania się w relację z Tobą. Dlatego ponawiam pytanie, czy jesteś gotowa na nie odpowiedzieć i zostać moją żoną?
Milczenie przedłużało się. Z każdą upływającą sekundą Marcin czuł się mniej pewnie. Klęczał w progu mieszkania Karoliny nie mając nawet pierścionka. Być może nie tak powinny wyglądać oświadczyny. Kobietom zazwyczaj zależy na romantycznej oprawie przedsięwzięcia i elemencie zaskoczenia. Chociaż akurat tego ostatniego nie zabrakło. Z jej twarzy można było czytać niemal jak z otwartej księgi. Niemal, bo nie miał pewności jaką uzyska odpowiedź.
- Daj mi nieco czasu – poprosiła.
Nie tego oczekiwał. Nie tego pragnął. Zniechęcony wstał z kolan i odszedł wyrzucając sobie swoją naiwność.

Komentarze