Bezcenny dar - powrót do początku (43)





    

      Odgłos zamykanych drzwi brzmiał wyjątkowo nieprzyjemnie. Ostro. Złowrogo. Karolina spojrzała na swoje nogi. Miała na sobie lekkie pantofle, zdecydowanie nie nadające się do poruszania się na zewnątrz. Mimo to wybiegła z domu. Intuicyjnie wybrała kierunek modląc się, by dogonić Marcina. Nie przejmowała się tym, że jest ubrana w szlafrok i kusą piżamę. Dopiero po kilkunastu sekundach uświadomiła sobie, że w pośpiechu nie wzięła ze sobą kluczy do mieszkania.
Po kilku minutach znalazła go. Siedział na tej samej ławce, na której się poznali. Podeszła do niego i nic nie mówiąc przytuliła się. Spojrzał na nią zdziwiony i silnie ją objął. Położyła głowę na jego ramieniu. Czas się zatrzymał. To co do tej pory było niejasne nagle stało się dla Karoliny oczywiste.
- Kocham cię. Kochałam cię odkąd cię poznałam. Nie wiedziałam tylko, że tak bardzo mocno - wyszeptała mu wprost do ucha.
Nic na to nie odpowiedział. 
Powiedz coś. Cokolwiek.
Westchnął i wzruszył ramionami. Chociaż dopiero świtało widziała, że napina mięśnie twarzy. Wreszcie się odezwał. 
- To ile potrzebujesz czasu na zastanowienie?
- Minuty? Może dwóch? – roześmiała się, a jej oczy błyszczały.
- To znaczy tak? – Marcin nie był pewien, czy dobrze odczytał jej odpowiedź.
Pokiwała głową. 
- Nie dałem ci pierścionka.
- Zdążyłam zauważyć. O kwiatach też nie pomyślałeś - puściła do niego oko.
- Nadrobię to, tylko muszą otworzyć jakikolwiek sklep.
- Nie musisz, to naprawdę niepotrzebne. 
Dla Karoliny nie miało to znaczenia. Ważne było to, co dopiero się dokonało. I to, co dopiero miało nadejść. Cała reszta rzeczy, jak na przykład to, że siedziała na ławce w samej piżamie i szlafroku albo to, że nie wzięła ze sobą kluczy do mieszkania, a drzwi się zatrzasnęły była mało istotnym problemem. 
Już jako narzeczeni poszli do domu Marcina. Zjedli leniwe śniadanie i snuli plany. Ślub miał odbyć się na Wielkanoc. Dokładnie w nocy, przed świtem. Karolina od dawna wiedziała, że tak powinno być, a Marcinowi spodobała się jej argumentacja – najważniejsze wydarzenia w historii ludzkości – Boże Narodzenie i Zmartwychwstanie też dokonywały się pośród mroku. Symboliczny wymiar – razem wyjdą z ciemności ku jasności – był ich sposobem porzucenia ciężaru przeszłości.

***
    Malwina obudziła się niewyspana, kolejny już raz odkąd wróciła do domu. Wyjrzała za okno i szybko schowała głowę do środka mieszkania. Szare budynki i dźwięk ulicznego gwaru kontrastowały z jej wspomnieniami o Maminowie. Spojrzała w kalendarz, dominował w nich kolor fioletowy. Kolejne dni nie zapowiadały się lepiej. Obiad miała dziś zjeść u babci. Tęskniła za nią i potrzebowała jej mądrości i dystansu. Chciała jej wszystko opowiedzieć i spojrzeć na siebie jej oczami. Podczas ostatniego spotkania nie wspominała o Kacprze. Teraz czuła potrzebę podzielenia się z nią tymi wieściami. 
Obiad był pyszny, a deser wprost rozpływał się w ustach. Babcia niewiele mówiła. Wysłuchała Malwinę uważnie, pokiwała kilka razy głową i westchnęła. Nie było to do niej podobne.
- Nic nie powiesz?
- A co mam ci powiedzieć? – uśmiechnęła się smutno.
- Nie wiem – głos Malwiny zdradzał niepokój. – Myślałam, że mi coś doradzisz albo po prostu ucieszysz się.
Zapadło niezręczne milczenie. Po kilkunastu sekundach babcia chwyciła ją za ręce i spojrzała w oczy. Głęboko. Przenikliwie.
- Wiesz dobrze, że ja nie wierzę w związki na odległość. Ty jesteś tu, on tam. On jest panem swojego czasu, a ty niemal żyjesz swoją pracą. Taki związek nie ma sensu, żadnej przyszłości. 
Malwina długo szukała odpowiedzi. Bardzo pragnęła udowodnić babci, że się myli, a jednak żaden kontrargument nie przychodził jej do głowy. Mimo to pożegnały się w serdecznej atmosferze. Wiedziała, że babcia nie mówiła niczego po to, by ją zranić. I niestety, ale musiała przyznać jej rację. Sama przecież nie wierzyła w związki na odległość. Nie była zdolna jednak do podjęcia jakiegokolwiek ruchu lub decyzji. Wolała, żeby życie samo przyniosło rozwiązanie. Po co szukać go na siłę?


Komentarze