Bezcenny dar - wesele (34)

       

       “Oblubienica i Duch, wołają przyjdź…” nieznane słowa pieśni śpiewanej przez scholę od razu zapadły Malwinie w ucho. W kościele było sporo ludzi, w różnym wieku. Kilkoro dzieci niecierpliwie kręciło się w ławkach próbując dostrzec pannę młodą, która prezentowała się znakomicie. Ubrana była w mocno wytaliowaną suknię uszytą z koronki, a  zamiast welonu we włosach miała wpięty cienko upleciony mirtowy wianek. Pan młody nie wyróżniał się niczym szczególnym, mogłaby go w pomylić w tłumie. Zdziwiła się, kiedy okazało się, że Mszę ma koncelebrować aż czterech księży, którzy najwyraźniej dobrze znali parę młodą, bo kiedy tylko mieli możliwość przywoływali zabawne anegdoty z ich wspólnej przeszłości. Najbardziej jednak zaskoczona była, gdy państwo młodzi wspólnie przeczytali czytanie z Pieśni nad pieśniami opisujące noc poślubną. Przypomniała się jej rozmowa ze znajomą, która mieszkała ze swoim narzeczonym przed ślubem. Spytała ją, jak się czuje jako mężatka. Nic się nie zmieniło, może tylko tyle, że do obcej kobiety mówię teraz mamo - usłyszała w odpowiedzi i wydało się jej to strasznie gorzkie. Była pewna, że dla nowożeńców ślub faktycznie był początkiem nowej drogi, a nie tylko zmianą formalnego statusu. 
         Z tyłu kościoła dostrzegła siedzących obok siebie Marcina i Karolinę. Uśmiechnęła się do nich, ale pozostała niezauważona. 
         Wesele było nietypowe, zupełnie odbiegające od tych, na których do tej pory bywała, a to dlatego, że nie było na nim ani jednego trunku alkoholowego. Kacper wyjaśnił jej, że to dlatego, że państwo młodzi są członkami Krucjaty Wyzwolenia Człowieka i podjęli dobrowolną abstynencję, jak również zobowiązanie do nie częstowania takimi napojami, w intencji problemu z alkoholizmem. Imponowało jej to, choć obawiała się, że przez to zabawa nie będzie udana. Ku jej zdziwieniu okazało się, że było wręcz przeciwnie. Goście - dzięki charyzmie i pomysłowości wodzireja - niemal cały czas nie schodzili z parkietu. Dawno się tak dobrze nie bawiła, jednak bez żalu opuściła przyjęcie tuż po oczepinach. Była zmęczona, nie tylko fizycznie, ale duchowo. Tęsknota rozrastała się w jej sercu i choć bardzo pragnęła pozostać cały czas uśmiechnięta, to pomimo starań ilekroć patrzyła na Kacpra odczuwała ból. Do jej wyjazdu zostały godziny i nie mieli żadnego planu co dalej. To było do niej niepodobne, lubiła planować i kontrolować to co się dzieje wokół niej. A teraz nie miała ani planu ani kontroli. Nie lubiła tego.

***
         Karolina i Marcin w dobrych nastrojach wracali z ślubu. Rozmawiali o uroczystości, komentowali wygląd nowożeńców i próbowali nie przyznawać się do tego, że zazdroszczą młodej parze tego w jaki sposób przygotowali się do małżeństwa. Zjedli wspólnie obiad, a później wybrali się na do kina. Nie sprawdzili wcześniej repertuaru i dopiero na miejscu okazało się, że w ten weekend puszczane są jedynie ekranizacje. Akurat w wybranej przez nich porze puszczano stary film - Szkoła uczuć. Nie było to typowe amerykańskie kino, a główny wątek romantyczny zapraszał do czegoś więcej, do czegoś głębszego. Poruszane w nim tematy dotykały ich do żywego. Marcin miał cały czas przeczucie, że nie jest przypadkowe to, że akurat na taki film trafili. Ten dzień był jak przyspieszone rekolekcje. Chcąc nie chcąc musieli wreszcie poruszyć temat ich przeszłości, by móc zacząć budować przyszłość. Karolinę martwiło tempo w jakim się poruszali. Codziennie próbowała się uczyć zaufania, ale przychodziło jej to z trudem. Nie umiała przestać sceptycznie podchodzić do słów i zachowania Marcina. Pragnęła, by to co robił i mówił było prawdą, ale życie nauczyło ją, że pewne rzeczy zweryfikować może tylko czas. Rana po Andrzeju powoli się goiła i w tym procesie okazało się o wiele łatwiejsze wybaczenie jemu niż sobie. Poza tym nie wiedziała jak odnieść się do wyznania miłości, które Marcin wypowiedział. Nie potrafiła powiedzieć “ja ciebie też kocham”. Bo co to tak naprawdę znaczy? Że jest mi z tobą dobrze? Że mogę poświęcić dla ciebie wszystko? A może chodzi o te motyle w brzuchu, które odczuwała, kiedy dotykał jej ręki i całował w usta? Nie wiedziała. A póki nie miała pewności milczała. Na szczęście nie naciskał. Do tego jego mama, która dobitnie powiedziała co sądzi o ich relacji. Czy miała rację? Rozumiała jej punkt widzenia, sama podejrzliwie patrzyłaby na taką sytuację z boku.
         Marcin zdawał się nie widzieć problemów tam gdzie ona dostrzegała ich całe mnóstwo. Jemu wystarczyło, że Karolina była. Nie potrzebował nic więcej. Kiedy był przy niej czuł, że wszystko jest na właściwym miejscu. Ona rozumiała jego tęsknotę za Bogiem, sama ją podzielała. Nie uskarżała się na nic. Imponowała mu swoją determinacją i siłą. Niejedna kobieta w jej sytuacji załamałaby się. Popełniła błędy podobne do tych popełnionych przez niego i podniosła się z nich. Widział, że ciągle toczy w sobie walkę. Wiedział też, że jest uszyta z lęków i trosk. Zachowywała się czasem jak zranione zwierzę. Kiedy ją całował lub przytulał wyczuwał dystans. Kilka razy cofnęła się, nie odwzajemniając gestu. Tak jakby bała się, że znowu zostanie wykorzystana. Nie nalegał. I to było jego zadanie, on miał się nią opiekować. Słyszał głos wyraźnie nim jeszcze poznali się osobiście, a teraz był czas jego działania. Czuł się tak jakby miał wydobyć księżniczkę z zamkniętej wieży. Może dzięki tym błędom jakie popełnił prościej było mu do niej dotrzeć. Postanowił, że cokolwiek się nie będzie działo nie pozwoli jej odejść.

Komentarze