Bezcenny dar - niemoralna propozycja (38)


     Kacper rytmicznie bębnił palcami o blat biurka, ale nawet ten gest nie był w stanie przyspieszyć pracownicy banku, która bardzo powoli i skrupulatnie wpisywała dane do elektronicznego formularza. Trzeci raz. Przy pierwszym podejściu nie zapisała zmian, a przy drugim pomyliła jego pierwsze imię z drugim i nie potrafiła tego zmienić. Kacper na ogół miał w sobie niezliczone pokłady cierpliwości, ale tym razem rozdrażnienie postępowało w niebezpiecznym tempie.  
- Przepraszam, wyjdę na zewnątrz i wrócę za kilka minut, dobrze?
- Oczywiście, jak pan wróci, to przedstawię dokumenty do podpisu.
- Dziękuję.
Wyszedł przed budynek i sprawdził  komórkę, ale i tym razem nie było żadnej wiadomości od Malwiny. Nie miał ochoty na dłuższe zastanawianie się dlaczego kolejny dzień się do niego nie odzywa i po prostu wybrał jej numer. Odebrała od razu.
- Kacper! Czemu się nie odzywałeś? Stało się coś?
- To ty milczałaś i dzwonię, żeby spytać się, co się dzieje.
- Niemożliwe, czekam od paru dni na twój telefon.
- A ja na twój.. Ile jeszcze zamierzałaś czekać?
Słyszał jak Malwina wypuszcza ustami powietrze. Zawsze tak robiła, gdy nie wiedziała, co powiedzieć. Wyobraził sobie jej twarz, zacięte brwi, przymrużone oczy i to wystarczyło, by niemal fizycznie poczuć uderzenie fali tęsknoty.
- Tak sobie myślę. Może przyjechałbym do ciebie na kilka dni?
- Naprawdę, chciałbyś?
- Przecież wiesz. Kiedy ci pasuje?
- Jak dla mnie nawet jutro. 
- Jutro? Daj mi chwilę, sprawdzę połączenia. Siedemnasta trzydzieści dwie, dworzec główny. Przyjdziesz po mnie czy mam gdzieś podejść?
- Będę czekać na miejscu. Ale teraz muszę kończyć, za chwilę czeka mnie rozmowa z moim szefem.
- To do zobaczenia i powodzenia.
       Kacper w dobrym humorze podszedł do okienka bankowego i nawet fakt, że okazało się koniecznym czwarty raz podawanie tych samych danych do formularza nie zmąciło jego szczęścia. 

***
     Malwina jak zwykle w takich sytuacjach traciła całą pewność siebie, gdy miała spotkać się z mecenasem Gburskim. Podejrzewała nawet, że w jego gabinecie istnieje jakiś inny wymiar, bo jeszcze przed drzwiami czuła, że ma ją w sobie choć w minimalnym stopniu. Zapukała i cierpliwie oczekiwała na wezwania. Jej szef uwielbiał być tym, na którego trzeba czekać i wymagał od swoich podwładnych dostosowania życia do jego potrzeb i planów. Wcześniej jej to nie przeszkadzało, ale w ostatnich dniach coraz gorzej to znosiła. Kiedy wreszcie weszła do pokoju poczuła odór papierosów, który zdążył przeniknąć jej ubrania i włosy. Nie cierpiała tego. 
- Siadaj Malwinko - wskazał jej krzesło. Kolejny raz zwrócił się do niej per ty, choć w stosunku do pozostałych pracowników zachowywał grzecznościową formę. Zmrużył swoje małe oczy i wykrzywił usta, najwyraźniej próbował się uśmiechnąć.
- Dzień dobry. Przekazano mi, że chciał się pan ze mną spotkać.
- Musimy omówić twoje zawodowe sprawy, pozycję w naszej kancelarii. Zdajesz sobie sprawę, że ostatnie dwa miesiące należą do najmniej wydajnych w twojej karierze?
Zastanawiała się, czy podniesienie argumentu, że przebywała na urlopie ma jakikolwiek sens.
- Udało się mi zdobyć dwóch nowych klientów..
- Ale jakich Malwinko, jakich?
- Sprawa spadkowa i obsługa prawna sklepu z garniturami.
- No właśnie, sama widzisz. Nic szczególnego. Klienci się skarżyli, że nie mieli z tobą w ostatnich tygodniach kontaktów. To jest niedopuszczalne.
- Panie mecenasie, byłam na urlopie. Poinformowałam o tym każdego, a Karina miała mnie zastępować.
- A to na urlopie nie miałaś przy sobie telefonu? Czy ja muszę tłumaczyć każdemu z was osobna, że na tym rynku musimy się utrzymać i nie możemy sobie pozwolić na chwilę przestoju, bo konkurencja tylko na to czeka.
- Rozumiem. Porozmawiam osobiście z klientami i postaram się wyjaśnić sytuację.
W gabinecie nastała cisza, Gburski wpatrywał się w nią intensywnie, a ona nie miała pojęcia, czy powinna coś jeszcze powiedzieć i czy może wyjść. W końcu zaryzykowała. 
- Czy mogę jeszcze coś zrobić?
- Tak… Widzę, że nie nosisz obrączki. Doszły nas tu słuchy, że nie doszło do ślubu.
-  Hmm.. Rzeczywiście, rozstaliśmy się niedawno.
- No właśnie. Może to na ciebie tak źle wpływa. Nie ukrywajmy, każdy z nas ma swoje potrzeby i no cóż, łatwiej je zaspokoić z kimś. Tak więc, dla dobra kancelarii i twojej wydajności, proponuję ci prosty układ. Raz, no może dwa razy w tygodniu wyskoczymy gdzieś, porozmawiamy sobie albo coś.. Tylko proszę, nie wyobrażaj sobie nic wielkiego. Mam żonę i dzieci, to jest czysto biznesowy układ.
Czuła jak treść żołądka podchodzi jej do gardła. W poprzednich latach niejeden raz miała wrażenie, że Gburski ma do niej osobliwy stosunek, ale zawsze pozostawało to w sferze domysłów. Teraz nie miała złudzeń i obrzydzenie brało górę. Bez słowa wyszła z gabinetu, poszła do swojego pokoju i spakowała wszystkie osobiste rzeczy. 

Komentarze