Bezcenny dar - chandra (37)

    

   Kolejny szary dzień, to samo wycie samochodów za oknem. Malwina nie miała najmniejszej ochoty na wyjście z łóżka. Majka odwołała ich spotkanie, zamiast tego musiała zająć się wyborem smaku tortu weselnego. Trudno było mieć do niej o to pretensję, próbowała ją zrozumieć, ale rozgoryczenie pozostało. W pracy panowała ciężka atmosfera, wszyscy patrzyli na nią z jednej strony ze współczuciem, a z drugiej z pogardą, że miała czelność wybrać się na tak długi urlop. Główny partner kilkukrotnie zwrócił jej uwagę na to, że powinna sobie przemyśleć, co chce w życiu osiągnąć, jaką widzi dla siebie ścieżkę. Musiała mocno gryźć się po języku, żeby na te zaczepki nie odpowiedzieć, choć racji nie mogła mu odmówić - powinna rzeczywiście zastanowić się nad tym, czego tak naprawdę pragnie. Nie wiedziała tego.
Po wyjściu z mieszkania humor miała coraz posępniejszy. Auto odmówiło współpracy, a żadna z taksówek nie miała teraz wolnego kursu. Poszła więc na przystanek autobusowy o minutę za późno w stosunku do rozkładu jazdy. Wiedziała już, że będzie spóźniona na pierwszą rozprawę. Chciała poinformować o tym klientkę, ale komórkę najwyraźniej zostawiła w domu. Kiedy wreszcie dotarła do budynku sądu natrafiła na bardzo skrupulatnego ochroniarza, który z maniakalną dokładnością analizował zawartość torebki stojącej przed nią kobiety. Ostatecznie na salę trafiła kilkanaście minut po wywołaniu rozprawy, czego nie omieszkała zaznaczyć sędzia, a klientka gdyby mogła zabiłaby ją wzrokiem. Na szczęście zdążyła na przesłuchanie pierwszego świadka i z każdym zadawanym pytaniem czuła, że wraca na właściwy tor. Sąd odroczył wydanie wyroku i wyznaczył kolejną rozprawę za dwa tygodnie. Dokładnie na ten sam dzień i godzinę, na którą miała już rozpisane dwie inne. Nawet nie próbowała protestować, była na z góry przegranej pozycji.
     Dalsza część dnia była spokojniejsza, choć nie łatwa. Kiedy wreszcie po osiemnastej przekręcała klucz w zamku mieszkania zdała sobie sprawę, że nie zdążyła jeszcze nic zjeść. Burczało jej w brzuchu, a nogi trzęsły się jej albo ze zmęczenia albo z niskiego poziomu cukru. Wyjęła z zamrażarki mrożoną pizzę i nastawiła mikrofalówkę, szukając jednocześnie telefonu. Kilkanaście nieodebranych połączeń, w tym trzy z kancelarii. Oddzwoniła od razu, ale sekretarka niezbyt uprzejmym tonem poinformowała ją, że ma się zjawić z samego rana w pracy na rozmowie z mecenasem Gburskim. Malwina przełknęła głośno ślinę, nazwisko jej szefa pasowało do niego doskonale. Była pewna, że czekają na nią kłopoty. Wyjęła jedzenie z mikrofalówki i rozsiadła się na kanapie. Włączyła przypadkowo wybrany kanał w telewizorze, ale fabuła filmu zupełnie jej nie wciągnęła. Pizza nie była smaczna, ale za to doskonale nasyciła głód. Wyjęła z zamrażarki kubek lodów czekoladowych i machinalnie łyżka po łyżce zjadła całe opakowanie. Miała klasyczną chandrę i tylko jedna osoba mogła jej pomóc. Tyle tylko, że Kacper znajdował się kilkaset kilometrów od niej i od paru dni nie wysłał jej nawet jednej wiadomości. Oczywiście nie musiało to oznaczać niczego złego. 

Komentarze