Bezcenny dar - rozmowa o poranku (30)

     
   
   Agnieszka Adamczyk od rana była podekscytowana. Nie miała ku temu żadnych racjonalnych powodów, a w szczególności nie potrafiła odpowiedzieć na pytanie jej męża, dlaczego budzi go przed piątą rano, kiedy spokojnie mogli jeszcze przez godzinę spać. Wszyscy, którzy znali Marka Adamczyka, wiedzieli, że potrzeba snu przewyższa u niego wszelkie inne potrzeby, zwłaszcza komunikacji. Każdy, kto znał jego małżonkę, doskonale wiedział, że jej potrzeby przewyższają potrzeby współmałżonka. Oczywistym więc było, że będą prowadzić ożywione rozmowy przed świtem.
- Czuję, że stało się coś niezwykłego – powiedziała i znacząco spojrzała na męża. – Ty też to czujesz, prawda?
- Hmm… - mruknął, wydawało się mu, że dyplomatycznie.
- Czujesz czy nie? - nie ustępowała. Lubiła mieć pewność, że łączy ich niezwykle mocna i wyjątkowa więź.
- Kochanie, niestety ale nic nie czuję – zrobił naprawdę zbolałą minę. – Może gdybym był bardziej wyspany, to udałoby się mi coś poczuć.
Podjęta próba uzyskania choć kilku dodatkowych minut snu nie powiodła się. A wyraz twarzy  żony wyraźnie wskazywał, że jeśli chce ocalić ten dzień od przykrych konsekwencji, to musi się postarać ją udobruchać.
- No dobrze, ja nie mam przeczuć, ale widzę, że tobie coś nie daje spokoju. Zamieniam się w słuch i proponuję kawę, co ty na to?
- Z dwoma łyżeczkami cukru – powiedziała nieco oschłym tonem, żeby sobie nie pomyślał, że tak łatwo się mu upiekło.
    Po paru minutach Marek wszedł do sypialni niosąc na starej srebrnej tacy dwie porcelanowe filiżanki z kawą i ułożone na talerzykach kruche ciasteczka. Agnieszka spała twardym snem. Spojrzał na zegarek, do planowanej pobudki zostało mu niewiele czasu i żal było każdej uciekającej minuty. Nie zastanawiając się długo szybko wskoczył do łóżka i przytulił się do żony. Sam sobie nie zdawał sprawy, ale bez dotyku jej skóry nie mógłby zmrużyć oka. 

          ***
          Malwina pośpiesznie jadła śniadanie. Wszystko to pod czujnym okiem pani Agnieszki, która niby to przypadkowo cały czas spoglądała w jej kierunku uśmiechając się przy tym promiennie. Było to krępujące. Zastanawiała się, czy wiedziała, co wydarzyło się poprzedniego wieczoru. Z podekscytowania nie czuła głodu. Wmusiła w siebie kromkę posmarowaną masłem, wypiła herbatę i zapowiedziała, że dziś nie pojawi się na obiedzie. Mama Kacpra wyraźne chciała to skomentować, ale nie dała jej szansy. Szybko się odwróciła i wróciła do domu.
Jeszcze przed śniadaniem wyjęła z szafy wszystkie ubrania i żadne nie nadawało się, żeby dziś je założyć. Sukienki wydawały się jej zbyt pospolite, spodenki za krótkie, a spódnice nie pasowały do bluzek. Do tego włosy po wczorajszym deszczu były oklapnięte i żałowała, że nie zdecydowała się ich umyć. Kacper przyszedł punktualnie co do minuty.
- Gotowa?
- Daj mi jeszcze pięć minut, muszę się przebrać.
Przysunął się bliżej niej. Poczuła jego oddech na szyi i niemal słyszała jak bije jego serce. Chciała się odsunąć na bezpieczną odległość, ale nogi miała jak z waty.
- Jak dla mnie wyglądasz niemal doskonale – szepnął jej do ucha, niwelując dystans pomiędzy nimi.
Czuła jak płoną jej policzki. Dotknęła jego rękę opuszkami palców i sam ten gest był wystarczający, żeby zatracić się w tej chwili. Pocałowała go albo oddała pocałunek. Nie była pewna, kto był pierwszy. Jego ręce błądziły po jej ciele. Nie protestowała przeciwko tym gestom, zdziwiona intensywnością doznań, które były na swój sposób przerażające. Niespodziewanie odsunął się i poszedł do kuchni. Po chwili przyniósł dwie szklanki wody. Uniosła ze zdziwieniem brwi, brak było jej w dalszym ciągu tchu, by cokolwiek powiedzieć.
- To zamiast – powiedział i uśmiechnął się.
Malwina wzięła szklankę do ręki i wypiła jej zawartość jednym łykiem. 
- Dziękuję – odpowiedziała cicho – może chodźmy na spacer, dobrze nam to zrobi.
- Nie przebierasz się jednak?
- Chyba jednak nie muszę - puściła do niego oko.

    Dzień, choć słoneczny był bardzo rześki. Niektórymi drogami trudno było przechodzić,  pokryte były błotem lub kałużami. Większość jachtów leniwie kołysała się na wodzie, członkowie załogi dopiero co wychodzili na zakupy i szykowali śniadania. Po takiej nocy nic dziwnego, że dłużej spali. Malwina zastanawiała się jak to jest być na środku jeziora podczas burzy. Nie należała do wyjątkowo odważnych osób, ale z nieznanych sobie względów chciała doświadczyć podobnej przygody. Podczas spaceru planowali cały kolejny tydzień. Kacper zadzwonił do jednego ze swoich współpracowników i poinformował go, że nie będzie dostępny przez najbliższe dni. Pozostało im tylko współprowadzenie zajęć na świetlicy, ale na to nie zamierzali poświęcać specjalnie dużo czasu, zwłaszcza, że w przynajmniej jeden dzień mieli wcześniej zaplanowane wyjście z dzieciakami do biblioteki na głośne czytanie książek. Kacper opowiadał, że była to inicjatywa jego przyjaciela, który jest dyrektorem szkoły. Wyrażał się o nim w samych superlatywach, a na koniec tyrady pochwał zaproponował, żeby zjedli wszyscy razem kolację u niego w domu. Malwina zgodziła się, choć bez entuzjazmu. Niespecjalnie przepadała za tym etapem związku, kiedy to przedstawia się swoich znajomych. Wbrew temu co o niej oczekiwano nie potrafiła się na tyle rozluźnić, by swobodnie dyskutować z obcymi ludźmi. Zazwyczaj się przysłuchiwała dyskusjom, a dopiero pod sam koniec w nie włączała. Zastanawiała się często dlaczego podobnego problemu nie ma w relacji z klientami czy tym bardziej na sali sądowej.
         W pewnym momencie przerwała snucie planów  na najbliższy tydzień.
- Wcale tego nie chcę – powiedziała stanowczo. – Owszem, mam ochotę na wspólny rejs czy też mogę wybrać się na kolację z twoim przyjacielem, ale nie potrzebuję mieć zajętej każdej chwili różnymi atrakcjami. Wystarczy mi jak po prostu będziemy chodzić na spacery i być ze sobą dopóki nie wyjadę.
- A później co? Co będzie po twoim wyjeździe?
- Nie wiem – pokręciła głową.
- Nie sądzisz, że o tym właśnie powinniśmy porozmawiać? Chodź, napijemy się czegoś dobrego – wskazał głową w kierunku miejscowej kawiarni.
Byli pierwszymi klientami. Zamówili gorące czekolady z piankami i szarlotki z lodami. Porcje były ogromne, do tego strasznie słodkie. Kacper był wniebowzięty. 
- Wiesz, nie wierzę w związki na odległość – podjęła przerwaną rozmowę.
- Myślisz, że dystans między Maminowem a Warszawą będzie dużą przeszkodą?
- Może przez rok czy dwa lata nie będzie to stanowiło problemu, ale dla mnie związek to obecność, a nie telefony.
- Musimy więc coś wymyślić, ale teraz po prostu cieszmy się tym czasem, który przed nami. Zgodziła się, choć było to bardzo trudne.



Komentarze