Bezcenny dar - rozbite naczynie (33)

  

  Sobotnie poranki należały do najprzyjemniejszych chwil tygodnia. Karolina uwielbiała leniwie celebrować rozpoczynający się dzień. Ze smakiem zjadła śniadanie jednocześnie delektując się powieścią poleconą przez Dorotę. Co jakiś czas przerywała czytanie, delikatnie gładziła lekko wystający brzuch i szeptała do swojego nienarodzonego dziecka. Nie miała pojęcia dlaczego nie mówi do niego normalnym głosem, który wydawał się jej nienaturalny i nie na miejscu. Po kilkunastu minutach z niechęcią przerwała czytanie i zaczęła się szykować do wyjścia na zakupy w pobliskim sklepie. Miała nadzieję, że w porze śniadaniowej nie będzie w nim wielu klientów i szybko wróci do siebie. Wolała z nikim się nie spotykać i nie musieć rozmawiać. Coraz częściej odnosiła wrażenie, że jej prywatne życie stało się przedmiotem miejscowych plotek. Marcin starał się ją pocieszać i przekonywać, że jest tu mile widziana i że ludzie ją lubią. Uspokajały ją te zapewnienia aż do wczorajszego wieczora, kiedy to odebrała telefon od mamy Marcina. Rozmowa była krótka i rzeczowa, a do tego bardzo nieprzyjemna. W kilku dosadnych zdaniach wyraziła całą dezaprobatę na temat ich związku i oświadczyła, że pod żadnym pozorem nie zgadza się zostać babcią jakieś przybłędy. Karolina była przekonana, że usłyszałaby więcej nieprzyjemnych słów, ale Marcin wyrwał jej telefon z ręki, rozłączył się i natychmiast ją przytulił. Kurczowo trzymała się jego klatki piersiowej nie będąc zdolną do wykonania żadnego innego gestu. - Przepraszam cię. Jest mi strasznie przykro, że tak się stało. Nie umiem nawet znaleźć odpowiednich słów. - Ciii… Nic nie mów. To nie twoja wina. Twoja mama próbuje cię ochronić, rozumiem ją. - Nie próbuj jej usprawiedliwiać - zaprzeczył gwałtownie. - To ty potrzebujesz ochrony, a nie ja. - Spójrz na to z jej strony. Co byś pomyślał, gdybyś słyszał z boku o takiej historii jaka nas spotkała? Czy nie myślałbyś, że to nie jest rozsądne wiązać się z ledwo poznaną kobietą, która jest w ciąży z innym facetem? Marcin nic nie odpowiedział przez chwilę, która zdała się trwać wieczność. Karolina zaczęła niepokoić się tą ciszą. - Nie martw się, nie jesteś żadną przybłędą. A ja już cię kocham - powiedział to do jej brzucha i ledwo słyszalnym szeptem dodał - tak jak twoją mamusię. Karolina uśmiechnęła się na wspomnienie wczorajszego wieczoru. Nie była pewna, czy Marcin chciał, by usłyszała jego słowa i na wszelki wypadek nie przyznała się do tego. Od tej pory jednak były dla niej balsamem na wszystkie wciąż niezagojone rany. Kochał ją… Tak po prostu, nie oczekując niczego od niej. Kochał ją. Już wcześniej przypuszczała, że tak jest, ale co innego domyślać się, a co innego usłyszeć te słowa. Chciała móc powiedzieć to samo jemu, ale to nie był ten czas. Ich związek pędził z zawrotną szybkością i w równym stopniu cieszyła się tym i niepokoiła. *** Malwina z niedowierzaniem patrzyła na zegarek, było nieco po piątej rano, gdzieś z oddali przebijały się przez szybę przebłyski słońca. Dziś miała iść z Kacprem na ślub i wesele jego znajomych, a na jutro miała zaplanowany powrót do domu. Od poniedziałku czekało na nią normalne życie, szczelnie wypełnione poradami, spotkaniami i kilkoma posiedzeniami sądowymi. Na myśl o tym co ją czeka ściskało ją w brzuchu, jedyna pociecha w tym, że dzięki temu łatwiej będzie jej znieść rozłąkę. Zamknęła oczy i zakryła się kołdrą licząc, że uda się jej zasnąć choć na chwilę. Nic z tego. Zamiast snu jej wyobraźnia podpowiadała coraz to smutniejsze scenariusze. Z ociąganiem wyszła z łóżka, zeszła do kuchni i wypiła przygotowaną wcześniej wodę z cytryną. Po stoczonej wewnętrznej walce ubrała sportowe buty i ruszyła na ostatnią przebieżkę po Maminowie. Oprócz niej na drodze nie było nikogo, nawet wszędobylskie koty chadzały dziś innymi drogami. Potęgowało to odczucie samotności, które próbowała odgonić od siebie jak natrętną muchę. Przed powrotem do domu postanowiła wybrać się do sklepu po rattanowy kosz, który idealnie pasował na prezent dla pani Agnieszki Adamczyk. Od kilku dni zastanawiała się w jaki sposób wyrazić podziękowanie za okazaną życzliwość i wsparcie, ale wszystko wydawało się jej banalne. Ostatecznie zdecydowała się podarować jej wszelkie możliwe przyprawy i ekologiczne kasze i mąki, które wpadły jej w ręce. Do tej pory nie miała pojęcia, że istnieją inne rodzaje mąk niż pszenna i ziemniaczana, a tymczasem od kilku dni zgromadziła zapasy ryżowej, jaglanej czy kasztanowej. Była przekonana, że ich nowa właścicielka zrobi z nich właściwy użytek. W drodze do sklepu usłyszała jak ktoś ją wołał: -Hej, poczekaj na mnie! - Odwróciła się i zobaczyła za sobą Karolinę, która najwyraźniej próbowała ją dogonić. - Wołam cię i wołam od kilku minut. -Przepraszam, zupełnie cię nie słyszałam. Może usiądziemy na ławce i nieco ochłoniesz? -Możemy. Poranne biegi zdecydowanie nie są moim ulubionym sposobem spędzania czasu. -Przyzwyczaiłabyś się, a później polubiłabyś bieganie. Przynajmniej tak było ze mną. -Kto wie. Póki co do porodu sobie odpuszczę. -Karolina… - Malwina zawiesiła głos próbując zebrać się na odwagę. - Chciałam cię przeprosić. I podziękować za to, że pomimo mojego zachowania byłaś dla mnie życzliwa u Kacpra. To było nieprofesjonalne i niesprawiedliwe. Nie powinnam cię oceniać, a tym bardziej nie mówić głośno tego co myślę. - Nie musisz przepraszać, miałaś poniekąd rację. Sama jestem winna tej sytuacji, w której się znalazłam i powinnam była myśleć nie tylko o sobie, ale też o innych. Popełniłam błąd, i nie chcę popełniać kolejnego, dlatego też odpuszczam i nie będę niczego żądać od Andrzeja. - Wiesz, że należą ci się alimenty? - Wiem. I wierz mi, potrzebuję tych pieniędzy, jak mało kto. Ale to nie byłoby w porządku wobec jego żony. - Rozumiem. Gdybyś zmieniła zdanie, to jestem do twojej dyspozycji. Jak chcesz, to podam ci swoją komórkę, możesz dzwonić, jeśli będziesz potrzebować pomocy. - Dziękuję. Jedna rzecz nie daje mi spokoju, mam nadzieję, że się nie obrazisz, że pytam. - Śmiało. - Dlaczego wtedy tak gwałtownie na mnie zareagowałaś? Podejrzewam, że nie jestem pierwszą osobą, która zwróciła się do ciebie z podobnym problemem. - No cóż, nie ma tu dużo do opowiadania. Przyjechałam do Maminowa na podróż poślubną, która jak widzisz nie należy do typowych. Na krótko przed ślubem mój narzeczony przyznał się do romansu i co gorsza wybrał ją zamiast mnie. Czasem wydaje się mi, że się z tym pogodziłam, ale wciąż to boli. - Wiem… Kiedyś przestanie. - Oby. Czasem mam wrażenie, że jestem jak rozbite naczynie. Niby się posklejałam, a jednak nic już nie jest takie jak być powinno. - Pewnie cię to nie pocieszy, ale mam podobnie. - Wiesz co, Karola? Mam wrażenie, że to dobry początek przyjaźni między nami. - Podoba się mi ta myśl.

Komentarze