Bezcenny dar - taniec na parkiecie (29)

   

  Kacper wyszedł pierwszy i otworzył drzwi z samochodu. Malwina wyszła i rozejrzała się niepewnie wokół siebie, nie znała tego miejsca, ale wystarczyła chwila, by poddać się jego urokowi. Restauracyjny ogródek rozświetlony był sznurami lampek, a na stolikach ustawione były latarenki ze świecami. W powietrzu unosił się zapach ryb i jeziora, w tle rozbrzmiewały dźwięki nastrojowej muzyki. Kelner zaprowadził ich do stolika, wręczył menu i do przygotowanych wcześniej kieliszków wlał wodę z karafki. Dopiero po chwili spostrzegła, że po drugiej stronie ogrodu, bliżej jeziora, znajduje się drewniany parkiet, po którym snuło się kilka par. 
- Jak tu pięknie…
-Miałem nadzieję, że ci się spodoba. To najlepsze miejsce w okolicy.
- Często tu przychodzisz?
- Ostatnio rzadko, tylko na wyjątkowe okazje.
- Rozumiem, że to jedna z nich? 
- Można tak powiedzieć. 
- Ciekawe... Myślałam, że proponujesz mi biznesowe spotkanie, oczekujesz darmowych porad prawnych albo chcesz pochwalić się swoimi inwestycjami – rzuciła lekko, mając nadzieję, że udało się jej opanować drżenie rąk.
- Och, oczywiście. Każdego potencjalnego prawnika zabieram w piątkowe wieczory na wystawną kolację połączoną z tańcem przy jeziorze. W Warszawie się tego nie praktykuje? – spojrzał na nią figlarnie, sam zdziwiony skąd wzięła się u niego taka śmiałość.
- W Warszawie żaden klient nie może liczyć na przywilej kolacji ze mną, ale od czasu do czasu jestem skłonna zrobić wyjątek. Masz szczęście – puściła do niego oko.

      Rozmowę przerwał kelner, który gotów był przyjąć zamówienie. Ostatecznie potrawy wybrał Kacper, Malwina zbyt długo nie mogła się zdecydować na co ma ochotę. Podczas jedzenia rozmawiali o jego ostatniej inwestycji i jej planach na przyszłość. Nieuchronnie zbliżał się czas powrotu do domu. Pobyt miała opłacony na najbliższe kilka dni i choć byłoby ją stać na zafundowanie jeszcze przynajmniej tygodnia wolnego, to wiedziała, że w pracy nie patrzyliby na to dobrze. Kiedy skończyli jeść coraz cięższe chmury kłębiły się na niebie i wiatr się wzmagał. Większość ludzi przeniosła się do środka restauracji, ale Kacper przekonywał ją, że przez najbliższą pogodę nie powinno padać. Gestem przywołał kelnera i  zamówił dla nich deser, po czym chwycił Malwinę za rękę i poprowadził ją na parkiet. Oprócz nich nikt w tej chwili nie tańczył. W tle słyszała melodię, ale nie była w stanie rozpoznać piosenki. Kacper objął ją w pasie, a ona instynktownie przywarła do niego. Kręcili się wolno, we własnym rytmie. W pewnej chwili zbliżył twarz do jej ucha i szeptem powiedział:
- Bałaś się, że Agata jest moją żoną i dlatego spoliczkowałaś mojego brata?
W odpowiedzi skinęła głową.
- Myślałaś, że nie interesujesz mnie jako kobieta i po prostu się z tobą spotykam na stopie przyjacielskiej?
Znowu potaknęła.
- Nie jestem z nikim związany. Choć chciałbym… z tobą.
Nic nie odpowiedziała. Wtuliła się w niego mocniej, licząc, że zrozumie.
- Właśnie o tym chciałem z tobą dziś porozmawiać. Co o tym myślisz? – ton jego głosu zdradzał zniecierpliwienie.
- Chciałabym, żeby zostało między nami tak jak jest.
Kacper znieruchomiał. Przestali tańczyć, Malwina ze zdziwieniem obserwowała jak rysy jego twarzy stają się ostrzejsze. Puścił jej rękę i powiedział, że z tego co widzi na stoliku czeka na nich deser.
Atmosfera stała się ciężka. Nic nie rozumiała. Przed paroma minutami tańczyli, przytulali się, zaproponował jej związek, a kiedy się zgodziła odrzucił ją.
Zjedli w milczeniu, które tym razem było nieprzyjemne. Chwilę po tym jak zapłacił rachunek usłyszeli grzmot i rozpętała się ulewa.
- Okna! – krzyknęła. – Zostawiłam otwarte okna!
     Biegiem pobiegli do samochodu i po kilkunastu minutach dojechali na miejsce. Drzewa uginały się od wiatru, jezioro przypominało morze. Oboje weszli do domku i każde z nich rzuciło się do zamykania okiennic. Na szczęście żadne szyby nie ucierpiały i nigdzie nie było mokro. Po wszystkim Malwina zaproponowała herbatę. Kacper odmówił i dziękując za kolację odwrócił się w stronę drzwi.
- Nigdzie nie pójdziesz dopóki mi nie wyjaśnisz co się dzieje – zażądała stanowczo, zachowując się tak jakby była na sali sądowej.
- Ty się mnie pytasz co się dzieje? Po prostu pomyliłem się co do ciebie i potrzebuję czasu, by ochłonąć.
- Ochłonąć po czym? 
- Malwina, proszę, nie każ mi odgrywać scenek rodzajowych. Myślałem, że coś zaiskrzyło między nami. Pomyliłem się, nie było przyjemnie dostać kosza, ale przynajmniej wiem na czym stoję.
- Jakiego kosza? 
- “Chciałabym, żeby zostało między nami tak jak jest”. To chyba oczywiste – westchnął głęboko. - Proszę, skończmy tę rozmowę nim powiemy coś, czego będziemy później oboje żałować.
- Powiedziałeś, że chcesz zostać ze mną – powoli akcentowała słowa. – Na co odpowiedziałam, że chcę, żeby zostało między nami tak jak jest. Nie rozumiesz?
Nie odpowiedział. Malwina patrzyła i czekała. W tle słychać było odgłosy burzy, a niebo raz po raz rozświetlało się złotą łuną. Po kilkunastu sekundach wyraz twarzy Kacpra się zmienił. Zrozumiał. Przysunął się do niej bliżej i delikatnie pocałował jej drżące usta. Oddała go z nieznaną sobie siłą. Pragnęła więcej i więcej, czuła jak traci nad sobą panowanie.
Przestał ją całować tak samo nagle jak zaczął.
- Musi nam to wystarczyć do ślubu – wyszeptał zdecydowanym tonem.
- Będzie to bardzo utrudnione – jęknęła po cichu, dopiero po chwili uświadamiając sobie, że mężczyzna, którego nie zna nawet miesiąc, mówi o ich ślubie, a ona nie może się go doczekać. Czy to było normalne? Nie znała odpowiedzi na to pytanie i nie próbowała poznać.

***
Aleksandra otworzyła mu drzwi ubrana w aksamitny szlafrok, który kiedyś dał jej w prezencie. Doskonale pamiętał, jak odwdzięczyła się za podarunek i choć teraz nie wzbudzała w nim tych samych pragnień, co tamtej nocy, to musiał przyznać, że wyglądała ponętnie. Starał się nie zwracać uwagi na jej ciało, którego kiedyś tak bardzo mocno pożądał. Zaprosiła go do środka, zaproponowała coś do picia. Kiedy weszła do kuchni przypatrywał się w zaskoczeniu wystrojowi mieszkania. Nie zmieniło się nic. Na półkach w równym rządku stały poustawiane ich fotografie, a w małym wazonie stał zasuszony bukiet kwiatów, który dał jej przed laty na pierwszej randce.
Przyniosła na tacy herbatę w filiżankach i kawałki ciasta.
- Wróciłeś? - spytała z nadzieją.
- Pokręcił głową.
- To po co tu przyszedłeś? 
- Porozmawiać. Przeprosić i zakończyć wreszcie ten rozdział.
- Wydaje się mi, że już go dawno zamknąłeś. I nawet zdążyłeś rozpocząć nowy.
- Widzę, że cierpisz. Ola, to się musi skończyć. Powinnaś zostawić mnie, pozwolić mi i sobie ruszyć dalej.
- Nie chcę twoich przeprosin, nic dla mnie nie znaczą i nie są mi do niczego potrzebne. Chcę ciebie. Naszego życia. Spełnienia tych wszystkich obietnic, które mi składałeś.

       Rozpłakała się i długo nie potrafiła się uspokoić. Bił się z myślami, czy powinien ją przytulić, by wypłakała się na jego ramieniu, ale ostatecznie nie wydało się mu to dobrym rozwiązaniem. Dopiero po kilkunastu minutach mógł jej powiedzieć to co zamierzał. Przeprosił ją za wszystkie krzywdy, w szczególności za to, że mówił jej o miłości i zaciągnął ją do łóżka, zamiast poczekać. Przyznał, że niepotrzebnie tak długo ze sobą byli, że nie traktował jej tak jak na to zasługiwała. Powinien wcześniej stanąć w prawdzie i odejść wtedy, kiedy poczuł, że to przyzwyczajenie, a nie przeznaczenie. Stanowczo też wyznaczył granice. Powiedział, że jest zmęczony jej pretensjami, telefonami i wiadomościami. Jeśli nie przestanie nagabywać go będzie zmuszony zgłosić to policji. Czuł się przez nią nękany i nie zamierzał dłużej tego tolerować. 
Nic na to nie odpowiedziała. Wyszedł bez pożegnania i od razu sięgnął po telefon. Potrzebował usłyszeć głos Karoliny, choć na na chwilę.

Komentarze