Bezcenny dar - niepewność (28)

         

     W piątkowe popołudnie Kacper nie potrafił sobie znaleźć miejsca. Dręczyły go wyrzuty sumienia, w ostatniej chwili odwołał spotkanie z Marcinem bez konkretnego powodu, a później nie odebrał telefonu, kiedy ten dzwonił.  Nie dawało mu spokoju to, że przyjaciel wysłał mu bardzo dziwnego SMSa: „ Troszczę się o ciebie, nawet jeśli tego nie czujesz”– mam poczucie, że chodziło o Ciebie.” Domyślał się kto jest prawdziwym adresatem tej wiadomości, było to trudne do przyjęcia. Więcej, było to trudne do uwierzenia. Tym bardziej pluł sobie w brodę. Powinien dawno oddzwonić do Marcina i przynajmniej miałby pewność, że to jest odpowiedź na jego modlitwy. Było mu wstyd. Przypomniała się mu historia o synu marnotrawnym, którą znał od dziecięcych lat. Zawsze śmieszyła go postawa tego z braci, który został w domu ojca i narzekał na to, że choć może korzystać z wszystkich dóbr, to nikt dla niego nie urządził przyjęcia. Wydawało się mu to niedorzeczne. Dopiero teraz dostrzegł, że dokładnie tak samo się zachowuje. Prawda była taka, że i on nie doceniał tego co miał. Wiara spowszedniała mu, szczególnie, że była pozbawiona niezwykłych doznań. Co niedziela chodził do kościoła, odmawiał pacierz, starał się wypełniać przykazania. Nudy. A jednak to wiara uchroniła go przed wieloma błędnymi decyzjami. Jasno wytyczone zasady moralne pomagały mu w relacjach z kobietami. Szybko wiedział, z którą dziewczyną warto się spotykać, a z którą zaangażowanie nie miało większego sensu. Obserwował Marcina, tego w jakim stanie był kiedy decydował się na rozstanie z Olą, cieszył się, że nie musiał przeżywać niczego podobnego.
Parę minut przed szesnastą zadzwoniła Malwina. Niepewnym głosem spytała, czy propozycja spotkania jest aktualna. Zaproponował, że przyjedzie po nią o osiemnastej. Miał nadzieję, że uda się mu do tego czasu zarezerwować stolik i uspokoić emocje, które się w nim burzyły. 

***
Wracali do mieszkania Karoliny okrężną drogą. Żadne z nich nie spieszyło się ze skończeniem randki.
- Co to jest, to między nami? - pytanie zaskoczyło Marcina. 
- Ty mi powiedz.
- Sprytne, ale to ja zadałam pytanie. Chcę wiedzieć, czego ode mnie oczekujesz.
- Niczego. Nie mam prawa niczego oczekiwać od ciebie. Natomiast dużo chcę od ciebie dostać. Chcę ciebie. Chcę was.
Karolina zatrzymała się, by uspokoić oddech. Marcin stał naprzeciw niej, zbyt blisko, by mogła zebrać myśli.
- Gdy cię nie widzę, nie wzdycham, nie płaczę - zanucił wprost do jej ucha. -  Nie tracę zmysłów, kiedy cię zobaczę. Jednakże gdy cię długo nie oglądam, czegoś mi braknie, kogoś widzieć żądam. I tęskniąc zadaję sobie pytanie...
- Czy to jest przyjaźń? - przerwała stłumionym głosem.
Marcin złapał ją za rękę, jej dotyk palił. W pierwszej chwili pomyślał, że musi mieć gorączkę, dopiero po chwili dotarło do niego, że on sam jest równie rozpalony.  “Też się boję” - powiedział miękko, jakby uspokajał dziecko. Karolina nic nie odpowiedziała, słowa przestały być potrzebne. Czuła, że wszystko jest na swoim miejscu. To wystarczyło.
Ciężko było się im pożegnać pod drzwiami mieszkania. Karolina nie zaprosiła go do środka, a jemu brakowało śmiałości, by ją o to poprosić. Pragnął ją pocałować, ale i na to nie wystarczyło mu odwagi. Wszystko miało mieć swój czas i choć niecierpliwił się, wiedział, że nie powinien dać ponieść się swoim emocjom. Nie mógł jej spłoszyć.
Zamiast wrócić do siebie wsiadł w samochód i pojechał do Oli. Nie uprzedził jej o swojej wizycie, wiedział, że nie musi. 

***
      Malwina z niecierpliwością spoglądała na zegarek. Do spotkania zostało jeszcze kilka minut, a ona nie potrafiła znaleźć sobie miejsca. Wyszła na balkon i kolejny raz zachwyciła się roztaczającym widokiem jeziora. Poczuła na skórze dotyk ciepłego wiatru. Coraz więcej chmur kłębiło się na niebie, była pewna, że w nocy będzie burza. 
Delektowała się ciszą. To śmieszne, ale jeszcze nie tak dawno wręcz przed nią uciekała. Podczas spotkań towarzyskich milczenie było źle odbierane. Tak samo na spotkaniu z klientami – owszem, czasem chwila zadumy mogła sprawiać profesjonalne wrażenie, ale osoby przychodzące po poradę prawną chciały tu i teraz gotowych rozwiązań, a nie jej rozmyślań. W aucie niemal automatycznie włączała radio. Z Dawidem nie potrafiła milczeć, z jakiegoś powodu krępowało ją to. Często zamęczała go bezsensownymi pytaniami, plotła co jej ślina na język przynosiła. Dopiero teraz widziała, że to były poważne sygnały świadczące o tym, że coś jest nie tak. Nie bała się ciszy w Maminowie. Początkowo była niewygodna, uwierała i zmuszała do przemyśleń. Teraz ją chłonęła. Dzięki milczeniu dowiadywała się coraz to nowszych i ciekawszych rzeczy o sobie. Polubiła siebie. Bała się powrotu do domu. Nie chodziło tylko o to, że w Warszawie szum ulicy kołysał ją do snu i wybudzał ją. Czuła, że przestała pasować do tamtego stylu życia. Nie chciała powrotu do nerwowej codzienności, tym bardziej do korków  i życia ściśle według punktów wpisanych do kalendarza. Jej niekończące się listy zadań do zrobienia, kolorowe kartki określające stopień ważności obowiązków. Była tym zmęczona.
    Spojrzała na komórkę. Właśnie minęła osiemnasta. Dokładnie w tej chwili usłyszała samochód na podjeździe. Szybko zeszła na dół i zamknęła drzwi. Kacper stał przed autem z założonymi rękami.
- Słyszałem, że poznałaś już mojego brata i jego uroczą małżonkę – rzucił lekko, puszczając do niej oko.
- To było nieporozumienie. Naprawdę nie chciałam go uderzyć, pierwszy raz coś takiego się mi przytrafiło.
- Och, a więc kogo planowałaś spoliczkować? Czyżbyś pomyliła mojego biednego brata ze mną? – ewidentnie się z nią droczył. – I najważniejsza kwestia, czym sobie zasłużyłem na twój gniew, o pani?
Malwina nie mogła dłużej wytrzymać i roześmiała się głośno. Kacper swoim wystąpieniem przełamał lody. Zapomniała o swoim wstydzie i wsiadła do auta. Podróż nie była długa, całą drogę milczeli. Było cudownie.

Komentarze