Bezcenny dar - rejs (21)

   

   Ostatni tydzień Malwina spędziła bardzo intensywnie. Udzielała niemal codziennie darmowych porad prawnych. Początkowo chciała zgodzić się tylko na jeden dzień, ale nie potrafiła odmówić prośbom proboszcza. Klientów miała sporo, sprawy zazwyczaj były proste i mogła od razu podsuwać odpowiednie rozwiązania. I choć nie chciała żadnej zapłaty, to i tak niemal za każdym razem coś otrzymywała. A to swojskie jajka, a to domowej roboty konfitury. Za namową Kacpra zaangażowała się też w pomoc w organizowaniu zajęć dla dzieci w latarni jeziorskiej. Kacper prowadził w niej warsztaty żeglarskie, a ona miała przygotować kreatywne popołudnia, które polegały na tym, że przez pół godziny wraz z najmłodszą grupą tworzyła figurki z masy solnej, mozaiki z gazet i lepiła w glinie. Do tej pory nie uważała się za osobę uzdolnioną artystycznie, szybko jednak przekonała się, że dla dzieciaków najważniejszy jest dobry pomysł, a reszta sama się toczyła. 
Im bardziej była zabiegana, tym lepiej się czuła. W wolnym czasie odpoczywała. Dużo czytała, chodziła na samotne spacery. Woda w jeziorze była wyjątkowo ciepła, więc niejednokrotnie korzystała z kąpieli. Tak naprawdę niczym nie musiała się martwić. Nie pamiętała kiedy ostatni raz była tak bardzo zrelaksowana i wypoczęta. Wizja powrotu do domu stała się w ostatnich dniach wyjątkowo uciążliwa. Odsuwała ją jak najdalej od siebie. 

***
- Opowiedz mi o Oli.
- A co chcesz wiedzieć?
- Cokolwiek. 
- Po co ci to?
Spojrzała w oczy Karoliny. Istna mieszanka wybuchowa. Nadzieja, rozpacz, zrezygnowanie i zmęczenie. Można z niej było czytać jak z otwartej księgi.
- Sama nie wiem, po prostu może jestem ciekawa.
-To nie jest dobry pomysł, żebyś ode mnie się czegoś dowiedziała. Powinnaś sama się go spytać, jeśli to dla ciebie istotne. I jeśli mogę ci coś doradzić – nie pytaj o to nikogo innego. Miejscowi uwielbiają wtrącać się w nieswoje sprawy, a ich rozstanie przez długi czas było tematem plotek. Wątpię, żebyś dowiedziała się prawdy od kogoś innego niż Marcin. Mogę cię zapewnić, że Marcin to porządny facet.
Karolina czuła, że Dorota ma rację. Jednak strach był od niej silniejszy.

***
  Wiatr wiał spokojnie i miarowo, na niebie nie było widać niepokojących chmur, warunki były idealne do odbycia choćby krótkiego rejsu. Na horyzoncie widać było kilka jachtów płynących zgodnym rytmem. Kilkoro wędkarzy od wczesnych godzin porannych liczyło na dobry połów.
- Jesteś pewna, że nie chcesz się wycofać?
- No coś ty. Już dawno o tym marzyłam. Poza tym muszę zrealizować kolejne zadanie z listy.
- Dobrze, w takim razie wchodzę pierwszy.
Łódka delikatnie zakołysała się pod wpływem jego ciężaru. Malwina przyjrzała się swoim butom do zadań specjalnych, które dzień wcześniej kupiła na targu. Były brzydkie, wyglądały jak męskie i miały nieciekawy kolor. Trzeba było im jednak oddać, że są wygodne i lekkie, a przede wszystkim nie ślizgały się, co jest niepodważalnym atutem. Kacper zachwalał ich właściwości szybkoschnące, które miały się przydać, w razie gdyby wpadła do wody. Miała nadzieję nie będzie musiała się o tym przekonać.
Wejście na łódkę nie było łatwe, chybotała się przy każdym kroku.
- Mogłeś zacumować ją od drugiej strony – powiedziała z wyrzutem.
- Od rufy? Nie byłoby tak zabawnie.
- Jak będzie coś śmiesznego, to daj mi znać, chętnie się pośmieję.
- Moim zdaniem już jest. Spójrz na siebie, ledwo doszłaś na burtę, a już jesteś zielona.
- Bardzo zabawne. Ha, ha, ha. 
- No widzisz, mówiłem – będzie śmiesznie.
Malwina spojrzała na niego swoim ostrzegawczym spojrzeniem, które najwyraźniej nie wzbudziło respektu.   
- No dobra, jestem gotowa, możemy płynąć.
- Nie tak prędko, na początku – rzucił linę – ćwiczymy węzły. I załóż to – podał jej żółty kapok. 
- Rozumiem, że mniej twarzowego koloru nie dało się znaleźć?
- Mam jeszcze pomarańczowy, wybieraj damulko.
- Nigdy nie przestaniesz mi docinać?
- Tak jest łatwiej.
- Dobra, daj tę linę.
Kilkanaście minut później rozwinęli żagle i wypłynęli. Odgłos przecinanej wody i trzepot żagli smaganych wiatrem był najpiękniejszą muzyką dla jej uszu. Oprócz komend nie odzywali się do siebie i żadnemu z nich nie przeszkadzała cisza.
Po dwóch godzinach wrócili. 
- I co? Warto było spróbować?
- Podobało się mi i chciałabym kiedyś to powtórzyć.
- Ze mną oczywiście.
- Mówił ci ktoś, że skromność jest cnotą?
Roześmiał się lekko. Malwina miała w sobie to coś, co sprawiało, że chciał przy niej żartować. Ona chyba też czuła się przy nim swobodnie. Miała do siebie dystans, a to bardzo cenił. Agata powinna ją polubić – pomyślał.

***
Marcin odczytał dopiero nad ranem wiadomość o tym, że Karolina wraca od poniedziałku do pracy. Odpisał od razu, że bardzo się cieszy i że jeśli nie ma planów na zbliżający się weekend chciałby zabrać ją na dobre lody. Odmówiła. SMS brzmiał oficjalnie, jakby zwracała się do niego tylko jako do szefa, a nie przyjaciela, którym miał wrażenie się stał. Widocznie pomylił się w ocenie sytuacji.
Zadzwonił do mamy. Unikał telefonu od dłuższego czasu i chętnie odwlekałby rozmowę przez kolejne dni, ale wolał mieć to za sobą. Już w pierwszej minucie zapytała go o Olę. W drugiej zażądała relacji ze znajomości  z Karoliną. Nie zastanawiał się nawet skąd o niej wiedziała.
- Mamo, to moja znajoma. Pomagam jej.
- Oczywiście, jak chcesz. Może więc wpadniesz jutro do nas na obiad? Dawno cię nie było.
- Dziękuję, innym razem. Mam już plany.
Słyszał jak wzdycha i mógłby się założyć, że przewraca oczami. Szybko się rozłączył, życząc wcześniej miłego dnia. Konfrontacja wisiała w powietrzu, robił więc wszystko, co mógł, by odwlec ją w czasie.
Wieczorem poszedł do kościoła. Po drodze spotkał Karolinę. Przywitała się skinieniem głowy i poszła przed siebie nie czekając na jego odpowiedź. Spowiedź i rozmowa trwały długo, a wynikające z nich wnioski rozczarowywały Marcina. Spodziewał się, że dostanie gotowe odpowiedzi i rozwiązania, które wystarczy jedynie wcielić w życie. Tym razem jednak ksiądz był oszczędny w słowach. Wysłuchał go dokładnie, po czym powiedział, że w tej sytuacji nic nie może doradzić. Jak to ujął – mógł mu powiedzieć jedynie: „coś jest sprzeczne z prawem Bożym, więc nie powinieneś tego robić”, nie w jego kompetencjach należało rozstrzyganie, czy słowa „zaopiekuj się mną” oznaczają aprobatę Pana Boga na zaangażowanie się emocjonalnie w relację. Frustrowało go to. Chciał prostej odpowiedzi – tak lub nie i niczego więcej. 

Komentarze