Bezcenny dar - męskie rozmowy (22)


        Chwilę przed dwudziestą drugą Marcin zadzwonił do Karoliny.
- Chciałem spytać się, czy wszystko w porządku. – z niewiadomych sobie powodów nie potrafił mówić głośniej i z jego ust wydobywał się jedynie szept. – Wyglądałaś na bardzo smutną i wystraszyłem się.
- Niepotrzebnie. Pisałam ci, w poniedziałek wracam do pracy, nie musisz się o nic bać.
- Dobrze to wiedzieć. Pamiętaj, gdybyś czegoś potrzebowała możesz na mnie liczyć.
- Wiem. Dziękuję, poradzę sobie.
- Karola, powiedz, zrobiłem coś niewłaściwego?
- Dlaczego tak uważasz?
- Mam wrażenie, że nagle odsunęłaś się ode mnie.
- To nie tak. Ty masz swoje życie, a ja swoje. Doceniam wszystko, co dla mnie zrobiłeś w ostatnim czasie, ale nie chcę być dla ciebie dłużej ciężarem. 
- Nie jesteś ciężarem. Możesz mi nie wierzyć, ale czas spędzony z tobą ma wartość.
- Powiedzmy, że ci wierzę.
- Nie brzmisz tak.
- To kwestia zmęczenia.
- Rozumiem, nie będę ci przeszkadzał. Dobrej nocy.
- Tobie też. 
Chciał jeszcze coś dodać, ale wszystko wydawało się pozbawione sensu. Wytyczona granica była jasna, a jednak nie tracił nadziei, że odzyska jej przyjaźń. Nie był pewien, dlaczego mu na tym zależało. Być może wynikało to z faktu, że jako jedna z nielicznych w Maminowie dostrzegała go, a nie oceniała przez pryzmat jego przeszłości i znajomości. Było w niej coś urzekającego; coś, co sprawiało, że chciał się nią opiekować. Karolina była pod wieloma względami przeciwieństwem Oli. W zasadzie nie miała żadnej z cech, które go kiedyś pociągały. Zmienił się, nie zauważył nawet jak bardzo. 
Karolina wyłączyła komórkę i położyła ją koło łóżka. Próbowała zasnąć, ale sen nie przychodził, dręczyły ją wyrzuty sumienia. Była oschła dla Marcina i od razu to zauważył. Nie chciała go ranić, raczej zniechęcić i ostrzec przed samą sobą. Tak powinno być lepiej. A że serce ją bolało, to nic nie znaczyło.

   ***
Żeglarskie niedziele były wieloletnią tradycją Marcina i Kacpra. Często wypływali na cały dzień i przeznaczali ten czas na rozmowę o wszystkim i o niczym. Czasem nie mówili nic i nikogo to nie martwiło. Tym razem jednak w milczeniu przyjaciela było coś niepokojącego. 
-Wszystko w porządku?
- Ogólnie tak.
- A bardziej szczegółowo?
- To już zależy.
- Okej, poddaję się. Nie będę cię ciągnąć za język.
- Znalazłem nową pracownicę do biblioteki. Pewnie słyszałeś.
- Tak, obiło się mi o uszy. I co z nią?
- Karolina jest wyjątkowa, spodobałaby ci się.
- To w czym problem?
Marcin wzruszył ramionami i sięgnął po bezalkoholowego Żywca.
- Niech zgadnę. Aleksandra się o niej dowiedziała i nie daje ci spokoju?
- Ostatnio dzwoni tylko trzy razy dziennie, można więc powiedzieć, że jest mały postęp - zaśmiał się.
- Wiesz, że to ma swoją nazwę? Stalking, mój przyjacielu. I może najwyższy czas coś z tym zrobić, bo nawet jak sobie ułożysz życie z tą twoją Karoliną, to coś podskórnie czuję, że Aleksandra i tak się z tym nie pogodzi. Jak coś, to znam dobrą prawniczkę, mogę cię z nią skontaktować jakbyś chciał.
- Prawniczkę? A co to za jedna?
- Letniczka. Przyjechała tu na podróż poślubną.
- I mąż jej pozwala na to, żeby w czasie miodowego miesiąca udzielała porad prawnych? – jego głos był zdecydowanie kpiący.
- Żałuję, że się tak wyraziłem. Powiedzmy, że po prostu przyjechała tu na miesięczny wypoczynek. Sama. Bez męża. Nie ma męża z tego co wiem.
- Dlaczego?
Kacper westchnął. Sam chciałby to wiedzieć. Ostatnie dni często spotykał się z Malwiną, ale zgodnie z umową nie poruszali tematów dotyczących życia osobistego.
- Nie wiem. Nie zmieniaj tematu. Co jest nie tak z bibliotekarką?
- Karolina jest w ciąży.
- Z kim? Z tobą?
- Nie, oczywiście, że nie. To nie byłby problem – westchnął. – Przynajmniej dla mnie, bo moja matka, by mnie chyba zakopała żywcem.
- Ona odwzajemnia twoje uczucia? Jak długo się w ogóle znacie? – Kacper starał się, by pytanie brzmiało lekko, ale w głębi ducha bał się odpowiedzi. Marcin był dobrym człowiekiem, choć po przejściach, a teraz wydawał się rozbity na miliony kawałków i bezbronny.
- Kilka tygodni. Co do pierwszej części pytania, to nie wiem. Nie rozmawiałem z nią o tym. Ostatnio dużo czasu spędziliśmy razem, bo potrzebowała pomocy. Teraz, gdy już jej nie potrzebuje, zdystansowała się i chyba unika kontaktu.
- Wykorzystała cię?
- Nie sądzę. To ja się narzucałem z pomocą. Może przesadziłem.
Marcin skupił wzrok na przepływających w oddali jachtach. Od dziecka fascynował go ten widok. Majestatycznie rozpięte żagle trzepoczące na wietrze zawsze go uspakajały. Tym razem nie.
- Wiesz co? – Odezwał się nagle.- On kazał się mi nią opiekować.
- Jaki on? – Kacper nic nie rozumiał.
- Bóg. – odpowiedział bardzo zdecydowanym tonem. – W zasadzie odkąd ją znam wciąż słyszę w głowie „zaopiekuj się nią”. Robiłem to i co z tego mam?
Kacper pokręcił głową. Już wcześniej, kiedy przyjaciel zwierzał się mu, że Bóg kazał mu rozstać się z Aleksandrą wydawało się mu to dziwne. Co prawda popierał jego decyzję, od dawno mu ją zresztą sugerował, ale jednak wyobrażenie, że to sam Pan Bóg wychodzi z tak jawną ingerencją wydawało się mu nieprawdopodobne. A teraz to. 
- I co zamierzasz z tym zrobić?
- Ty mi poradź.
- Myślę, że potrzebujesz spojrzeć na sprawę z dystansu. Na ile się znam na kobietach, to ciąża nie jest dobrym czasem do podejmowania życiowych zobowiązań i decyzji. Wiesz, hormony, te sprawy. Daj jej i sobie czas. Znacie się krótko, zdecydowanie zbyt krótko, żeby składać jakieś deklaracje.
- Nie chcę żadnych deklaracji.
- Tak? W takim razie się pomyliłem.
Oboje wiedzieli, że miał rację. I każdy był tym zmartwiony. Marcin bał się, że Karolina będzie go trzymać na dystans. Kacper natomiast obawiał się, że wykorzysta Marcina. Nie znał jej i nie zamierzał udzielać kredytu zaufania na wyrost. Jak to się mówi, prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie. Kto wie, czy dla Marcina czas biedy właśnie nie nadszedł.

***
Malwina wyszła z biblioteki z trzema nieznanymi książkami. Jak dotąd zaczytywała się głównie w kobiecej literaturze i szerokim łukiem omijała takie pozycje jak Hobbit czy Zerwane zaręczyny Aghaty Christie. Tym razem musiała się przemóc, żeby odhaczyć kolejny punkt z listy. 
Oprócz poradni prawnej i warsztatów kreatywnych z dzieciakami nie miała niczego zaplanowanego na najbliższe dni. Kacper w niedzielę wieczorem wyjechał w interesach do Warszawy i poczuła ukłucie żalu z tego powodu. Nie chciała wracać od razu do domu, zdecydowała się na spacer w okolicach przystani. Z każdym dniem pojawiały się przy niej nowe żaglówki i potrafiła już rozpoznawać turystów od mieszkańców. Dzięki zajęciom z dziećmi i poradni prawnej przy kościele poznała sporo osób i nawiązała z nimi luźne relacje. Nie lubiła dopuszczać do siebie innych, ale tutaj łamała swoje zasady. W pamięci miała pierwsze dni spędzone w Maminowie i to z jakim zapałem Kacper opowiadał o miejscowej ludności. Musiała mu przyznać rację, większość spotkanych przez nią ludzi naprawdę starało się służyć innym. Było to fascynujące, utopijne wręcz. Owszem, zdarzały się niechlubne wyjątki, a na ławce przed monopolowym często widziała ledwo trzymających się na nogach mężczyzn, a czasami nawet i kobiety. Zastanawiała się, czy ta ponadprzeciętność była zasługą miejscowego proboszcza, czy też jest kwestią przypadku. 
Przyłapywała się na tym, że coraz częściej myśli o Kacprze. Nie umiała określić uczuć jakie żywiła w stosunku do niego. Początkową niechęć i wycofanie jakimi go obdarzała szybko zastąpiła sympatia. Wciąż zadziwiało ją to, jakim jest człowiekiem. Pracował rzadko, nie narzekał na brak pieniędzy, angażował się w bezinteresowną pomoc innym. Potrafił z przejęciem opowiadać o swojej wizji wolności finansowej, którą starał się osiągnąć dzięki inwestowaniu  w nieruchomości. Z tego co opowiadał był właścicielem kilku mieszkań w różnych miastach i przeznaczał je na wynajem. Nie potrafiła uwierzyć, że z czegoś takiego można się utrzymać. Pokazał więc jej pewnego dnia tabelki, wyliczenia i wyjaśniał cierpliwie punkt po punkcie jego spojrzenie na biznes. Było to imponujące. Nie ukrywał, że droga do takiego stanu rzeczy wymagała od niego początkowo wielu wyrzeczeń, oszczędzania i ciężkiej pracy. Pomimo tego, że miał dużo pieniędzy nie afiszował się z tym. Ubierał skromnie i nie prowadził rozrzutnego trybu życia. Dla Malwiny to była nowość. W jej środowisku niemal każdy żył ponad stan, żeby tylko móc udowodnić innym jak dobrze się mu powodzi. Kolejny raz poczuła ukłucie w sercu na myśl, że jeszcze trochę i na nowo będzie zmuszona wejść w wir obowiązków zawodowych. Roztaczane przez Kacpra wizje wolności finansowej były z jednej strony porywające, ale podchodziła do nich z dużą dozą ostrożności i rezerwy. Czy mogłaby stworzyć coś podobnego? Mało pracować i czerpać pokaźne dochody? A przede wszystkim czy mogłaby rzucić prawo? Bycie prawnikiem związane było z renomą, szacunkiem. Owszem, często zdarzali się jej klienci, którzy uznawali ją niemal za płatnego niewolnika i odgrażali się szukaniem innego radcy kiedy to ośmieliła się w niedzielę nie odbierać telefonu. Lubiła swoją pracę, czuła się dzięki niej potrzebna i ważna. A jednak coraz częściej myślała o zmianie. Kiedy planowali z Dawidem ślub i rozmawiali o dzieciach, oczywistym było dla niej, że wykorzysta tylko część urlopu rodzicielskiego, żeby nie stracić stałych klientów i zleceń. Żyła w tak wielkim biegu, że uznawała te tempo za normalne, a dopiero teraz powoli zaczęła sobie uświadamiać, że niekoniecznie było to dla niej dobre.
Weszła do domu, rzuciła torbę na krzesło i odczytała wiadomość od Kacpra. Jego treść była lakoniczna i nieco ją zaniepokoiła. Napisał, że powinni o czymś porozmawiać i chciałby się z nią umówić na piątkowy wieczór. Odpisała mu, że chętnie, nie ma żadnych innych planów i zaproponowała rozmowę telefoniczną. Nie dostała żadnej odpowiedzi, intuicja podpowiadała, że wszystko się zmieni.

Komentarze