Bezcenny dar - śniadanie do łóżka (15)

  
    Parę minut po siódmej w mieszkaniu unosił się zapach przygotowywanego śniadania. Odkąd była w ciąży jej zmysł węchu znacznie się wyostrzył i bezbłędnie potrafiła rozpoznać wszystkie smaki. Nigdy wcześniej nie zauważyła, że chleb razowy potrafi tak intensywnie pachnieć, a mrożonki wręcz śmierdzieć. Nowa umiejętność i nudności tworzyły niebezpieczną mieszankę, a zwykłe zakupy przerodziły się w koszmar. Dziś jednak aromat przyrządzonych potraw nie przyprawił jej o mdłości, a wręcz rozbudził w niej głód. Narzuciła na piżamę zapinany na guziki kardigan, założyła papcie i weszła do kuchni.
- Wracaj do łóżka, za chwilę wszystko będzie gotowe.
- Idę tylko do łazienki, a później się kładę.
     
     Wyszczotkowała włosy i umyła zęby. Z zadowoleniem przyjrzała się sobie w lustrze, zniknęły gdzieś cienie pod oczami, skóra wreszcie miała zdrowy odcień. Ostatnie dni spędziła na odpoczynku i powoli zaczynała odczuwać frustrację z tego powodu, która przeplatała się z wdzięcznością za to, że jej dziecko wciąż żyje. Wyczekiwała odwiedzin Marcina bardziej niż chciała się sama przed sobą do tego przyznać. Pojawiał się codziennie z samego rana z świeżym pieczywem i robił jej śniadanie. Jedli je wspólnie, po czym wracała do łóżka. Pomógł jej ułożyć się wygodnie na konstrukcji z poduszek, na nocnym stoliku ustawiał przekąski, butelkę z niegazowaną wodą i wychodził. Wracał po pracy z obiadem i czasem zostawał do wieczora, aż przyrządził jej kolację. W tym czasie wykonywał całe mnóstwo telefonów, pisał coś na swoim laptopie, rzadko kiedy odpoczywał. 

- Dziś przyjdzie Dorota, przyniesie ci obiad i posiedzi z tobą, o ile oczywiście nie masz nic przeciwko.
- O, to miło z jej strony. Mam nadzieję, że nie gniewa się na mnie, że ledwo zaczęłam pracować, a już poszłam na zwolnienie lekarskie.
- Karola, daj spokój. Rozmawialiśmy o tym już, nikt nie ma pretensji. Dojdziesz do siebie i jak lekarz ci pozwoli i będziesz chciała, to wrócisz do pracy pod koniec przyszłego tygodnia. Teraz masz się skupić na sobie, a nie przejmować pracą.
- Wiem, po prostu jest mi głupio. 
      Korciło ją, żeby zapytać, dlaczego nie będzie dziś u niej. Nie odważyła się zapytać. Przypuszczała, że spotyka się dziś z Olą, o której opowiadał jej kilka razy. Wczoraj, przed kolacją, zadzwoniła do Marcina i długo ze sobą rozmawiali. Nie słyszała o czym, bo kiedy tylko odebrał telefon wyszedł na korytarz. To nie było przyjemne, nie miała jednak pretensji, sama pewnie zachowałaby się podobnie.
      Dorota przyszła koło trzynastej, oprócz obiadu przyniosła jej książki i film na DVD, który obejrzały wspólnie. Później przyrządziła kolację, ale już na niej nie została. Musiała wracać do męża i dzieci. Karolina poczuła nieprzyjemne ukłucie zazdrości, też chciała, żeby ktoś na nią czekał, żeby ktoś za nią tęsknił. Bolało ją, że za popełnione błędy musi płacić tak wysoką cenę. Gdyby nie zaszła w ciążę pewnie dalej spotykałaby się z Andrzejem, a nawet gdyby się rozstali, to łatwiej byłoby jej związać się z kimś innym. A tak zostanie starą panną z dzieckiem bez szans na przyszłość.
        Przeraziły ją te myśli.
       Przecież kochała swoje dziecko. Jeszcze kilka dni temu zalewała się łzami z obawy przed jego utratą, a teraz skarżyła się na swój los. Nie było w tym żadnej logiki.

***
Malwina desperacko przeczesywała kosz na śmieci z segregowanymi odpadami. Miała nadzieję, że nikt nie będzie świadkiem tej kompromitującej chwili.
  - Pomóc ci?
Kacper. Jak zwykle to właśnie on musiał się napatoczyć. 
- Dzięki, szukam czegoś. 
- Jak powiesz czego, łatwiej będzie to znaleźć.
- Och, to nic takiego. Lista zadań od mojej babci.
- Ach, te tajemnicze zadania, których treści nie mogę poznać. Jak wyglądała?
- Kartka, zwykła, w kratkę. 
- No tak… - spojrzał na wielki kontener. – Dawno wyrzucałaś śmieci?
- Wczoraj wieczorem, a dziś zorientowałam się, że nie mam tej listy i przekopuję kosz, ale nie udało się mi znaleźć.
- No dobra, będzie trzeba wejść do środka.
Miała właśnie zaprotestować, że aż tak jej nie zależy na tej liście, ale był szybszy. Podłożył sobie jakiś kamień i po prostu wskoczył do niebieskiego pojemnika. W mniej niż minutę trzymał zgubę w ręce.
- Masz – podał jej kartkę. – Wisisz mi przysługę, ale przede wszystkim obiecaj, że nigdy nikomu o tym nie wspomnisz.
Zaśmiała się.
- Daję słowo.
Przeczytała polecenie na rozpoczynający się dzień i schowała kartkę do torebki.
- Co musisz zrobić dzisiaj?
Wzruszyła ramionami i poszła przed siebie. 
- Hej – zawołał – nie sądzisz, że grzecznie byłoby się pożegnać? 
Nie odpowiedziała.
W domu magnesem przyczepiła listę zadań do drzwi lodówki. Dzisiejsze zadanie polegało na milczeniu. Miała niczego nie mówić ani też nie włączać radia i telewizji. Nie miała też czytać. To nie powinno być trudne – pomyślała. Oczywiście, głupio wyszło z Kacprem. Miała nadzieję, że nie obraził się za to, jak go potraktowała. Mogła mu przecież pozwolić przeczytać polecenie, zamiast odwracać się na pięcie. Było w nim coś takiego, co powodowało, że nie zachowywała się przy nim normalnie. Albo raczej właśnie przy nim czuła się na tyle swobodnie, że po prostu robiła to, co uważała za słuszne, a nie to, co wypadało robić.
Na jej szczęście dziś nie było pani Agnieszki, a zastępująca ją kucharka, nie miała w zwyczaju zagadywać gości. Dzięki temu wszystkie posiłki udało się jej zjeść w spokoju i bez słów. Około południa miała dość. Przetaczające się przez jej głowę myśli były nie do zniesienia, nie dało się ich niczym zagłuszyć. Najchętniej uciekłaby od samej siebie. Do szesnastej udało się jej dokładnie przeanalizować ostatnie spotkanie z Dawidem i cały ich związek. Po osiemnastej zaczęła zastanawiać się, czy jej praca zawodowa jest tym, co rzeczywiście chciałaby w życiu robić. Koło dwudziestej wymyśliła trzy alternatywne scenariusze dla swojego życia, każdy z nich kończył się happy endem. O dwudziestej pierwszej wyczerpana zasnęła.
To był najgłośniejszy z dotychczasowych dni.

Komentarze