Bezcenny dar - kino (17)


     Malwina z niedowierzaniem przeglądała kalendarz, od przyjazdu minęły już dwa tygodnie. Czas w Maminowie płynął zupełnie inaczej niż w Warszawie, gdzie każdy dzień miała wypełniony po brzegi spotkaniami zawodowymi i przygotowaniami do ślubu. Tutaj zderzyła się z nicością. Oprócz ustalonych pór posiłków i listy zadań stworzonej przez babcię nie miała żadnych wytycznych, jak spędzać czas. To było ciekawe, choć trudne doświadczenie. Spędzała dnie w wymuszonym trybie slow life. Teraz jednak zapragnęła zmiany, do czego też zachęcało nowe zadanie – „poznaj nowe miejsce”. Wiedziała, że jest tylko jedna osoba, która nadaje się na miejscowego przewodnika, ale nie była przekonana, czy proszenie Kacpra o pomoc, to najlepsze miejsce. Od dnia, w którym zanurkował dla niej w kontenerze nie widywali się często, czasem mijali się podczas porannego biegu, ale zazwyczaj na jej widok skręcał lub przyspieszał tempa, choć to ostatnie było zbyteczne, bo jej kondycja w dalszym ciągu pozostawiała wiele do życzenia. 
Miała właśnie użalać się nad sobą, kiedy usłyszała odgłos pukania. W pierwszym odruchu zignorowała go, będąc pewną, że się przesłyszała. Kiedy dźwięk się powtórzył zastygła w bezruchu. Wyobraźnia, nadmiernie rozwinięta, podpowiadała jej straszliwe scenariusze. To z pewnością Dawid albo jakiś złoczyńca, z dwojga złego wolała to drugie. Na wszelki wypadek przed otworzeniem wzięła do ręki najostrzejszy nóż, który znalazła w kuchni.
Za drzwiami stał Kacper. Granatowe spodnie i jasna elegancka koszula eksponowały sportową sylwetkę. Wyglądał dobrze. Ba, lepiej niż dobrze. Co prawda w pracy nie jeden raz widziała tak ubranych mężczyzn, jednak żaden z nich nie wywarł na niej takiego wrażenia. Wpatrywała się w niego jak zaczarowana, mając nadzieję, że udało się zapanować nad mimiką twarzy, bo ostatnie czego pragnęła, to zrobić z siebie pośmiewisko. Kacper nie zauważył jej reakcji albo też postanowił nie dać po sobie poznać. Być może był przyzwyczajony do tego, że podoba się kobietom, pomyślała i od razu zganiła się za te myśli.
- Wcale mi się nie podoba.
  Parsknął śmiechem. 
- Zawsze witasz tak ludzi? Rozumiem, że powinienem się przebrać. 
- Co? O nie, ja wcale nie chciałam powiedzieć tego na głos. Zresztą nie mówiłam o tobie.
- Tak? A o kim, jeśli można wiedzieć? Bo z tego co widzę – rozejrzał się dookoła – nikogo oprócz naszej dwójki tu nie ma.
- Nieważne – machnęła. 
       Ujął ją za dłoń, jego dotyk był zdecydowanie zbyt przyjemny. Próbowała zapanować nad zdradzieckimi reakcjami swojego ciała, czuła jak płoną jej policzki. Słyszała, że coś mówił, ale nie zrozumiała co.
- Możesz powtórzyć? 
- Pytałem się, czy możesz odłożyć nóż. Tak będzie chyba bezpieczniej, biorąc pod uwagę twoją zdolność do żwawej gestykulacji.
       Auć. Nie tych słów się spodziewała.
- Jasne. W czymś jeszcze mogę pomóc?
- Pomyślałem, że to ja mogę zaoferować ci przysługę. Jadę dziś do centrum, chcesz się zabrać ze mną?
- Czemu nie. Dasz mi pięć minut?
- Okej, poczekam w samochodzie.
- Możesz posiedzieć tutaj. Powiedziałabym, żebyś czuł się jak u siebie, ale biorąc pod uwagę okoliczności, byłoby to zbyteczne.

      Wszedł do środka i usiadł na kanapie. Poszła schodami na górę i była przekonana, że czuje na sobie jego wzrok. Kiedy się jednak odwróciła nie patrzył w jej kierunku, tylko sprawdzał coś w komórce. Świetnie, zaczyna mi odbijać – pomyślała.
        Szybko spakowała kilka potrzebnych rzeczy do torby i przebrała się. Termometr przy oknie już wskazywał ponad dwadzieścia kresek, na niebie nie było żadnych chmur, postanowiła więc założyć zwiewną krótką sukienkę i upiąć włosy w luźny kok. Rzuciła okiem na swoje odbicie w lustrze. Wyglądała  ładnie. I jakaś część niej, niekoniecznie racjonalna, chciała, żeby i Kacper to zauważył.

***
     Podróż była krótka, wymienili się zaledwie kilkoma zdaniami podszytymi uszczypliwościami. Ceniła tego rodzaju poczucie humoru, stanowiło to wyznacznik inteligencji i cieszyła się, że mogła zaprezentować się z tej właśnie strony. 
Kiedy Kacper odjechał próbowała sobie przypomnieć wskazaną przez niego trasę. Daremnie. Wszystkie uliczki były od siebie podobne. Nie miała jednak ochoty nikogo prosić o pomoc. Wolała raczej sprawiać wrażenie osoby, której nigdzie się nie spieszy i czerpie radość z bycia tu i teraz. Być może faktycznie tak było. Po kilku próbach dotarła na rynek i od razu rzucił się w jej oczy budynek kina. Postanowiła sprawdzić repertuar i weszła do środka. O dziesiątej miał rozpocząć się film, zdążyła kupić bilet i rozejrzeć się. To było zdecydowanie nietypowe kino. Przede wszystkim w sali filmowej nie było foteli, tylko kanapy, leżaki oraz worki sako. Oprócz tego ustawionych było kilka kawowych stolików, a na blatach leżały koło siebie chusteczki higieniczne i świeczniki. Żaden z elementów nie pasował do pozostałych części wystroju, a jednak wszystko zdawało się cudownie ze sobą współgrać. Rozsiadła się wygodnie na kanapie i ostrożnie położyła gorącą czekoladę z podwójną bitą śmietaną, kawałek tortu i popcorn. Sama sobie niedowierzała, w normalnym życiu nie dopuściłaby do sytuacji, w której przed południem, zjadła coś więcej niż dietetyczny jogurt z płatkami albo kaszę jaglaną. Dawid z pewnością by ją zganił. On, żyjący w kulcie swojego ciała, nie pozwalał sobie – a przy okazji jej – na takie ekstrawagancje. Uzmysłowiła sobie, że tak naprawdę nigdy nie spytał jej o zdanie. Po prostu przyjęło się, że ona lubi to samo co on. Choć słowo lubi byłoby jak na Dawida zbyt mało wysublimowane. Powinna raczej pomyśleć, że preferuje to samo co on.
     Patrząc na wielki kubek gorącej czekolady, który w najmniejszym nawet stopniu, nie przypominał eleganckiej zastawy, którą koniecznie musieli umieścić na swojej liście prezentów ślubnych Malwina poczuła się … dobrze? I byłaby dłużej zastanawiała się nad swoją sytuacją, gdyby nie to, że spostrzegła siedzących koło niej staruszków. Na oko mieli grubo powyżej siedemdziesięciu lat. Było w nich coś magnetycznego, choć ciężko było jej zdefiniować co to takiego. Może sposób w jaki ona patrzyła na niego, a może to, że mężczyzna delikatnie obejmował ją w pasie. W tych prostych gestach było dużo czułości. I choć nie znała tych ludzi, to chciała wieść w przyszłości ich życie. Wiedziała też, choć nie potrafiła się do tego głośno przyznać, że nie doświadczyłaby tego z Dawidem. Być może dlatego, że między nimi nigdy nie było tego czegoś nieuchwytnego.
Końcowe napisy dawno się skończyły, a ona w dalszym ciągu nie potrafiła opanować łez. Rzadko kiedy zdarzało się jej płakać podczas oglądania filmu, ale tym razem fala emocji ją zalała. Nie chciała się nikomu pokazywać w takim stanie, poszła do kinowej łazienki i obmyła twarz. Oczy były napuchnięte i czerwone, ale poza tym prezentowała się całkiem nieźle. Luźno spięte włosy, w artystycznym nieładzie, pasowały do niej o wiele bardziej niż starannie wyprostowane, które nosiła na co dzień.  Policzki muśnięte słońcem i małe piegi prezentowały się naprawdę uroczo i pierwszy raz nie tylko nie czuła z tego powodu kompleksów, ale nawet poczuła dumę z tego, że jest typowym rudzielcem. Szybko jednak porzuciła te myśli, bo przypomniała sobie czemu stoi sama w kinowej łazience. Raz po raz pojawiały się w jej głowie kadry z filmu i mąciły jej spokój. Ona i główny bohater dzielili ten sam los – byli odrzuceni, wykorzystani i całkiem możliwe, że nigdy nie kochani.

Komentarze