Bezcenny dar - jedwabna sukienka (11)


Po powrocie do domu Karolina zaparzyła sobie dzbanek herbaty. Cytrynę pokroiła w cienkie plastry, wsypała pół łyżeczki cukru i usiadła na kanapie z książką. „Rok magicznego myślenia” czytała już wielokrotnie, za każdym razem smutna lektura dodawała jej sił. Pocieszającym była świadomość, że nie tylko ona mierzy się ze stratą. Czasem tak się czuła. Jakby na całym świecie tylko ona jedna raz po raz zostawała opuszczona.
Przerwała czytanie po kilku stronach. Tym razem lektura nie przyniosła spodziewanego ukojenia. Postanowiła wypożyczyć jutro kilka książek z biblioteki, czegoś zupełnie lekkiego, odrywającego umysł od niespokojnych myśli. Już dziś zauważyła interesujące ją tytuły, zabrakło jednak jej śmiałości, by po nie sięgnąć. Poczuła się sfrustrowana własnymi ograniczeniami, nie była już dzieckiem i takie podstawowe sprawy nie powinny stanowić problemu. Nadto pani Dorota – jej nowa współpracownica sprawiała sympatyczne wrażenie. Cierpliwie udzielała odpowiedzi na zadawane pytania, przystępnie wyjaśniła zakres obowiązków. Okazało się, że w budynku szkoły mieści się zarówno szkolna jak i miejska biblioteka. Księgozbiory częściowo się ze sobą pokrywały, co nie ułatwiało zadania. Pomimo zbliżających się wakacji miały zaplanowane sporo pracy. Trzeba było przeprowadzić inwentaryzację, złożyć zamówienia na nowe pozycje i naprawiać popsute egzemplarze. Oprócz tego musiały przygotować zajęcia biblioteczne dla młodszych i starszych czytelników. Czuła się wrzucona na głęboką wodę i obawiała się, czy nie zmarnuje udzielonego jej kredytu zaufania. 
Dopiła herbatę i wyszła z mieszkania, zabierając ze sobą kilka banknotów, które włożyła do portfela. To był dobry sposób na oszczędzanie – kiedy miała przy sobie kartę wydawała więcej. W osiedlowym sklepie można było kupić niemal wszystko. Jedzenie, artykuły papiernicze, sztuczne kwiaty, zabawki i ubrania upchane były na niewielkiej powierzchni. Sprzedawczyni zagadywała każdego klienta, zupełnie nie przejmując się ilością osób oczekujących w kolejce. Nikomu chyba zresztą to nie przeszkadzało. Karoliny również nie ominęła towarzyska pogawędka. Została szczegółowo wypytana na okoliczność długości i celu pobytu. Kiedy kobieta dowiedziała się, że zamierza tu zostać przez najbliższe lata i że przyjechała tu aż z Krakowa roześmiała się. 
- Dziecko, ty nie licz, że tu męża złapiesz i że życie sobie ułożysz. Takie rzeczy dzieją się tylko w książkach i tych, no, filmach romantycznych. Ani tu dobrej pracy ani perspektyw… - ciągnęła dalej swój monolog – no, może powietrze lepsze. Ale kto się przeprowadza na drugi koniec Polski z powodu lepszego powietrza? W każdym razie powodzenia. 
- Dziękuję za radę, z pewnością o tym pomyślę – to była jedyna odpowiedź jaka przyszła jej do głowy. Nie miała ochoty tłumaczyć się obcej kobiecie ze swoich decyzji. 
Wróciła do domu okrężną drogą. Schowała zakupy do lodówki i szafki, obrała jarzyny, nastawiła garnek na zupę,  i wróciła do rozpakowywania kartonów. Ubrań miała niewiele, do tego większość w nijakich kolorach - dominowały odcienie szarości, bieli i beżu. Andrzejowi nigdy nie podobał się jej styl, co komunikował  w bardzo otwarty sposób. „Wolę widzieć cię w czymś radośniejszym” – powtarzał kiedy wręczał jej kolejny prezent. Czerwoną sukienkę, zieloną spódnicę i granatowe szpilki. Nim się zorientowała, w jej szafach pojawiało się dużo nowych kreacji, odważniejszych od dotychczasowych. Nie zastanawiała się, czy do niej pasują czy nie, ważne było, czy jemu się podoba. Dokładnie pamiętała, jak wręczył jej pierwszą sukienkę. Jechali właśnie do Wisły, ponoć na służbowy wyjazd. Miało tam być organizowane szkolenie dla menagerów i osób zajmujących stanowiska tego typu. Ona, zwykła kelnerka, nie pasowała do zgromadzonego towarzystwa. Tłumaczyła to Andrzejowi, ale on nie przyjmował żadnych wymówek. Zamiast tego wręczył jej pakunek, starannie zapakowaną jedwabną sukienkę. Kosztowała chyba tyle, ile wynosiła jej miesięczna pensja. Podobała się mu w niej bardzo. Chwalił ją większość wieczoru, ponoć żadna kobiet zgromadzonych na uroczystej kolacji nie prezentowała się tak pięknie jak ona. Chłonęła te słowa i upajała się nimi. Piła też nieco wina, co z pewnością miało wpływ na dalszy przebieg wieczoru. Niby Andrzej zamówił dla niej osobny pokój, problem w tym, że kluczy nigdy do niego nie dostała. Zamiast tego znalazła się w jego. Pewne obrazy pamięta, jak przez mgłę. Pocałunki, pieszczoty, zapewnienia o miłości. I kiedy miała mu powiedzieć, że powinna już iść do siebie, usłyszała dźwięk rozsuwanego zamka błyskawicznego i poczuła jak po ramionach ześlizguje się kawałek jedwabnego materiału. Dreszcz emocji przebiegł przez jej ciało i nim zdążyła cokolwiek powiedzieć, cokolwiek zrobić stało się. Po prostu. Bez fajerwerków, bez uniesień. Sądząc po jego minie było przyjemnie. Przynajmniej jemu. Ona sama czuła tylko fizyczny, rozdzierający ból. Andrzej był bardzo przejęty, że niczego wcześniej mu nie powiedziała. Bardziej by się postarał – zapewniał – by ten pierwszy raz był dla niej niezapomniany. Tak czy inaczej taki pozostał. Pamięta, że poszła pod prysznic i poczuła jak po nodze leci jej strużka krwi. Przypatrywała się sobie i zastanawiała, czy zaszła w niej jeszcze jakaś zmiana. Dopiero kolejne miesiące miały pokazać, jak bardzo się zmieniła.

Komentarze