Bezcenny dar - bilet w jedną stronę (2)



***
W kalendarzu Malwiny pewne informacje miały niezwykłą umiejętność gubienia się w gąszczu innych.
 Fakt ten był znany powszechnie i nikogo specjalnie nie dziwiło, że nosiła przy sobie nie tylko rzeczony kalendarz, ale i zestaw kredek dziecięcych, którymi zawzięcie kolorowała dokonane przez siebie notatki. Żółty kolor zarezerwowany był dla spraw, które nie były pilne, czerwony na spotkania z Dawidem, zielony oznaczał spotkania z innymi ludźmi niż Dawid, a fioletowy zobowiązania zawodowe. Niebieski był zarezerwowany na przygotowania ślubne – kurs tańca, kurs dla narzeczonych i tym podobne sprawy. Malwina pobieżnie zerknęła do kalendarza i odkryła, że od kilku dni, a może nawet i kilkunastu, nie dominuje w nim kolor czerwony, a i zielonego nie było zbyt wiele. Niebieski z fioletowym szły łeb w łeb, co przyprawiało ją o ból głowy.

Spojrzała na zegarek – klient miał przyjść trzynaście minut temu na umówione spotkanie. Postanowiła wytrzymać jeszcze dwie minuty, a później szybkim krokiem wycofać się do domu. Miała jeszcze sporo do załatwienia. Od kilku tygodni szukała odpowiednich wizytówek na stoły weselne i podziękowań dla gości. Miały być wyszukane, eleganckie, a jednocześnie stonowane. Większość oglądanych sprawiała wrażenie kiczowatych. Do tego samo usadzenie ponad stu osób spędzało jej sen z powiek. Dla Dawida nie miało to większego znaczenia. 
- Halo, proszę pani – z zamyślenia wyrwał ją głos Kamila Drwińskiego. 
- Ach, dzień dobry. Przepraszam, nie zauważyłam pana – pospiesznie podała rękę swojemu klientowi i przez pół godziny omawiała z nim zawiłości prawne umowy sprzedaży udziałów w spółce. Kiedy wreszcie skończyli rozmawiać, próbowała dodzwonić się do Dawida. Chciała mu zaproponować spacer albo wspólne wyjście do kina. Cokolwiek, co mogłoby pozwolić jej zapomnieć o przedślubnej gorączce, która ją ogarnęła. 
Jak to w życiu bywa, gdzie jedno szaleństwo się kończy, tam drugie zaczyna. Jednakże w tej chwili Malwina o tym nie wiedziała.  

*** 
Dawid nie odebrał telefonu, bo był zajęty. 
Musiał zapiąć wiele spraw na ostatni guzik.
Kiedy dzwonił telefon, Kasia akurat też guzikami była zajęta. A dokładnie rzecz ujmując próbowała je lekko rozpiąć. Nie za dużo, dwa, może trzy. Tyle wystarczało, żeby owinąć sobie kogoś wokół palca. 
Jeśli piłka miała być dalej w grze, to tym razem ona zamierzała nadać jej właściwy tor. I jej kobieca intuicja podpowiadała, że właśnie przyszedł czas na ostateczne rozegranie.

*** 
Intuicja Malwiny, a może po prostu przeczulenie zawodowe, popchnęło ją zupełnie niespodziewanie pod biuro narzeczonego. Kilka nieodebranych połączeń powinno skłonić Dawida do oddzwonienia. Tymczasem jej komórka milczała jak zaklęta od paru godzin. Zdążyła już poprosić Majkę, żeby do niej zadzwoniła – istniała przecież możliwość, że jej telefon kolejny raz znalazł się niepostrzeżenie poza siecią.
Nic z tych rzeczy.
Zdecydowanym krokiem, stukając szpilkami o marmurową posadzkę, przemierzyła hol i po krętych schodach weszła na piętro. Nacisnęła na klamkę i otworzyła drzwi. Dawid w pokoju nie był sam. Nie uśmiechnął się na jej widok, zamiast tego przeprosił rozmówczynię i wyszedł na zewnątrz.
- Co tu robisz? 
- Chciałam ci zrobić niespodziankę. Nie odzywałeś się i zaczęłam się martwić.
- Nie przyszło ci do głowy, że po prostu jestem zajęty? Wiesz przecież, że muszę dokończyć przed ślubem ważny projekt i chcę się skupić tylko na tym.
- Masz rację, przepraszam.
Przysunął się bliżej niej i pocałował ją delikatnie w usta. Malwina wpatrywała się w niego mocno zdziwiona. Czuła, że coś się między nimi zmieniło i choć starała się nie łączyć tego ze ślubem, to jednak nie potrafiła oprzeć się wrażeniu, że im do niego bliżej, tym im do siebie było coraz dalej. 
- Może poczekasz na mnie w pokoju – zaproponował po chwili – a ja pójdę do kadr i zgłoszę wyjście. Co powiesz na wspólny obiad? 
- Jasne, u Starego Włocha? 
- Pasuje. Może wreszcie porozmawiamy o podróży poślubnej? Chyba czas, żebym uchylił nieco rąbka tajemnicy – uśmiechnął się do niej czule.
Malwinie to wystarczyło, żeby opuściły ją wszelkie wątpliwości. Weszła do pokoju i przywitała się ze znajdującą się tam kobietą. Chyba poznały się na jakimś firmowym przyjęciu. Kasia lub Basia, teraz nie była pewna. Nie zastanawiała się jednak nad jej imieniem zbyt długo, bo jej uwagę przykuła wydrukowana rezerwacja lotnicza na nazwisko Dawida. Mimowolnie przeczytała jej treść. Celem podróży były Stany Zjednoczone. 

***
W restauracji o tej porze zajęte były nieliczne stoliki, ale i tak, gdy tylko otworzyli drzwi dobiegł ich gwar prowadzonych rozmów, toczących się w kilku językach świata. Jak zwykle panowała tu domowa atmosfera. Kelnerzy spoufalali się z gośćmi, jakby nie byli świadomi tego, że w prawdziwym i poważnym świecie taka postawa nie zostałaby przyjęta dobrze.
Emanuele – rodowity Włoch – pocałował Malwinę dwa razy w lewy policzek, co należało do ich niepisanego zwyczaju. Odwzajemniła gest i przytuliła się do niego. Od razu wyczuła charakterystyczny zapach Old Spice, który przywoływał na myśl dzieciństwo. Wystarczyło, że zamknęła oczy, a oczami wyobraźni widziała swojego dziadka siedzącego na bujanym fotelu. Była jego małą księżniczką, a ich relacja była wyjątkowa. Emanuele uśmiechnął się do Malwiny. Wiele jej zawdzięczał, kilka lat temu bezinteresownie pomogła mu i jego żonie w walce z bezwzględnym bankiem i uratowała ich przed ruiną finansową, a przede wszystkim emocjonalną. Spojrzała na niego z nostalgią. Znowu przybyło ci zmarszczek – zawołała, a on odpowiedział tubalnym śmiechem. Nie przejmował się upływem czasu, nie chodził do lekarzy i nie prowadził zdrowego trybu życia. Typowy mężczyzna. 
Po wymianie uprzejmości podeszli do swojego ulubionego stolika i zamówili to co zwykle -  dużą margheritę na cienkim cieście. W sąsiednim budynku trwał remont i odgłos wiercenia utrudniał rozmowę. Z tego też powodu Malwina poprosiła Dawida, żeby powtórzył, gdzie wybiorą się w podróż poślubną. Za pierwszym razem usłyszała coś o jakimś Maminowie, co kojarzyło się jej z mazurską wioską. Nigdy tam nie była i nie miała nic przeciw krótkiemu wyjazdowi do krainy jezior. Niemniej jednak nie dalej jak godzinę temu widziała na biurku Dawida dwa bilety lotnicze do Stanów Zjednoczonych. Musiało mu chodzić o Miami – pomyślała rozmarzona. Bez trudu wyobraziła sobie odpoczynek na plaży i korzystanie z nocnego życia miasta. A jednak myliła się. Dawid niemal wykrzyczał, że jadą do Maminowa. Zacisnęła usta i przestała się odzywać. Atmosfera momentalnie zagęściła się, w milczeniu zjedli zaserwowaną właśnie pizzę. Dawid niczego nie rozumiał, Malwina wielokrotnie mówiła mu, że ma zająć się organizacją podróży poślubnej i że liczy na niespodziankę. A teraz jej twarz wyraża rozczarowanie i zniechęcenie. On sam tak się czuł. Nie miał absolutnie ochoty na żadne spięcia. Owszem, wyboru dokonał w sposób losowy – wpisał w wyszukiwarkę hasło „gdzie jechać na miesiąc miodowy” i na przypadkowo otwartej stronie znalazł opis Maminowa. Spokojnego miasteczka otwartego na turystów. Noclegi zamówił po chwili i cieszył się, że choć jeden problem miał z głowy. Jak się okazało, mylił się.
- Nie podoba ci się mój pomysł? – spytał z wyraźnym rozdrażnieniem.
- Nie mówię, że się nie podoba, tylko że myślałam, że jedziemy za granicę. Widziałam bilety dla nas na twoim biurku.
- To nie są bilety dla nas, to znaczy nie dla ciebie. Wyjeżdżam po ślubie do Stanów na półroczny kontrakt. Nie chciałem ci wcześniej mówić, żebyś nie martwiła się na zapas. Mam nadzieję, że rozumiesz, że to naprawdę wielka szansa i nie mogę z niej nie skorzystać – na jednym oddechu wypowiedział wyuczoną kwestię.
Im dłużej mówił tym mniej rozumiała. W głowie kotłowały się setki myśli, emocje miała wypisane na twarzy. Jak on śmiał pominąć ją w tak ważnej decyzji? Co on sobie wyobrażał? Jak ma wyglądać ich małżeństwo na odległość?
- Kiedy zamierzałeś mi powiedzieć?
- Nie wiem. Na pewno nie dziś.
- Nie przyszło ci do głowy, żeby mnie zapytać o zdanie? – zaczęła mówić nienaturalnym głosem, połączeniem pisku i szeptu.
- Przecież i tak byś nie jechała – odpowiedział ze stoickim spokojem. – Pomyśl, musiałabyś załatwić wizę, a i tak nie jest pewne, czy by ci się udało.
- W takim razie dla kogo jest ten drugi bilet? – próbowała być opanowana, ale przychodziło jej to z trudem.
- Dla koleżanki z pracy. Ona też dostała tam kontrakt. 
- Trudno, nie zgadzam się na wyjazd. Nie na początku naszego małżeństwa. To jest … - zabrakło jej słów.
- Kotku, widzę, że jesteś zła. Po prostu przemyśl to na spokojnie, za kilka dni wrócimy do tematu. Pozwólmy opaść emocjom i spojrzeć na sprawę z dystansu. Jestem pewien, że zrozumiesz mój punkt widzenia – przysunął się blisko niej i wtulił we włosy. Jednak Malwina nie odwzajemniła uścisku. Zamiast tego odsunęła się na nieznaczną, ale boleśnie wyczuwalną odległość.
- Nie mów mi co zrozumiem, a czego nie – syknęła. - Powiedziałam, że nie zgadzam się na ten wyjazd i jeśli nie chcesz z niego zrezygnować, to będziesz zmuszony zrezygnować ze mnie.
Ostatnie zdanie wypowiedziała głośniej niż zamierzała i zorientowała się, że coraz więcej osób przygląda się im z zaciekawieniem, udając jednocześnie, że w ogóle nie zwracają na nich uwagi. Nie przejęła się tym. Ważne, że za chwilę usłyszy zapewnienie, że jej narzeczony nie wyobraża sobie życia bez niej i że o żadnym wyjeździe nie ma mowy. To miało być klasyczne zagranie rodem z komedii romantycznej, zakończone pocałunkiem i obietnicą nowego, lepszego jutra.
Zamiast tego usłyszała tylko suche „odchodzę” i nim się zorientowała została sama, nie tylko przy stoliku.
 Emanuele z ukrycia obserwował rozgrywający się na jego oczach dramat. Z ulgą przetarł chusteczką mokre od potu czoło. Już dawno chciał zasugerować Malwinie, że Dawid nie jest taki kryształowy jak się wydaje. Zabrakło mu jednak odwagi i przekonania, czy ma prawo burzyć jej spokój.


Komentarze