Bezcenny dar - jedzenie dobre na wszystko (7)



          Marcin z niepokojem przyglądał się Karolinie, choć wielokrotnie zapewniała go, że dobrze się czuje. Ciężko było mu w to uwierzyć, ale nie chciał też się narzucać. Śniadanie zjedli w leniwej atmosferze. Gdzieś pomiędzy kanapką a jajecznicą przeszli na ty. Rozmowa toczyła się swobodnie, czego się nie spodziewał. Umówili się, że sprawami zawodowymi zajmą się dopiero w poniedziałek. Nie chcieli zakłócać atmosfery niedzieli. Opowiadał o szkole, nauczycielach i życiu miasteczka. Słuchała uważnie, co jakiś czas dopytując o, jego zdaniem, mało istotne szczegóły i długo drążyła temat – dopóki nie dowiedziała się wszystkiego, czego chciała. O sobie mówiła niewiele, ważąc i dobierając starannie słowa. Sama też nie zadawała pytań o jego życie osobiste, jakby istniała pomiędzy nimi niewypowiedziana granica.
         Uparła się, że posprząta po śniadaniu. Chociaż tyle mogła zrobić. Brudne naczynia włożyła do zmywarki, przykryła folią spożywczą półmisek z resztkami i włożyła go do lodówki. Zadziwiło ją to, jak wiele różnych gatunków jedzenia w sobie mieściła. Z tego co zdążyła zauważyć, samego sera pleśniowego były trzy rodzaje. Ciekawa była, czy Marcin docenia, jak wielkim jest szczęściarzem.
           W końcu poszli do jej nowego lokum. Po drodze Marcin ponownie zastrzegł, że może w nim mieszkać przez trzy lata. Po tym okresie gmina wystawi je na przetarg i jeśli znajdzie się kupiec będzie musiała się wyprowadzić. Nie wybiegała myślami tak daleko w przyszłość. Z tego co zrozumiała, jako pracownica szkoły, zwolniona jest z opłat za wynajem, jedynie ma pokrywać koszt zużytych mediów. Było to jednym z argumentów, które przeciążyły szalę na rzecz przeprowadzki. Liczyła, że dzięki temu uda się jej zgromadzić oszczędności, które pozwolą jej poczuć się bezpiecznie i niezależnie.
          Blok znajdował się obok szkoły. Wielka, szara, typowa tysiąclatka. Do bardzo podobnej chodziła jako dziecko, dziesiątki podobnych mijała w Krakowie. Przy bramie stała grupa młodzieży, kilku chłopaków trzymało zapalone papierosy w dłoni. Na ich widok od razu je zgasili i wrzucili do pobliskiego kosza. Marcin pogroził im palcem i uśmiechnął się zawadiacko. Lubił swoich uczniów i cieszył się autorytetem. Angażował się w swoją pracę całym sercem, traktując ją jako szansę do dania im lepszej przyszłości. Nie łudził się, że każdy z niej skorzysta, ale za wszelką cenę próbował.
         Karolina przypatrywała się tej scenie z rozbawieniem. Mogła się założyć, że jak tylko wejdą do mieszkania, to chłopcy na nowo zapalą papierosy, żeby zgasić, gdy Marcin będzie wracał do siebie. Szybko oceniła też otoczenie, podobało się jej. Blok był mały, zauważyła, że na liście mieszkańców wypisanych jest sześć nazwisk. Na podwórku stały drewniane ławki, pomiędzy drzewami rozwieszony był sznur z praniem, które trzepotało na wietrze. Rabatki znajdujące się pod oknami przyciągały uwagę różnokolorową paletą barw. Miała nadzieję, że okna będą wychodziły na tę stronę.
        Samo mieszkanie było niewielkie. W wąskim korytarzu stała szafka na buty, a nad nią powieszony był biały wieszak z napisem home sweet home. Łazienka wymagała odświeżenia i porządnego wyczyszczenia. Pokój z kuchennym aneksem kuchennym od razu przypadł jej do gustu. W szczególności spodobał się jej okrągły stolik z krzesłami, który oddzielał i jednocześnie łączył obie przestrzenie. Przy kanapie stał kwadratowy stoliczek, a na nim wazon ze świeżymi kwiatami. Na ścianie namalowana była akacja, Marcin wyjaśnił jej, że to pamiątka po poprzedniej właścicielce, która spędziła kilka lat swojego życia w Afryce. W mniejszym pokoju było niewiele mebli – szafa, łóżko i stoliczek nocny. O jedną ze ścian opierała się suszarka na ubrania. Na chwilę obecną niczego więcej nie potrzebowała.

***

         Agnieszka Adamczyk należała do osób, którym się nie odmawia. Nie oznaczało to, że była apodyktyczna. Przynajmniej ona tak siebie nie postrzegała. Po prostu, kiedy jej bardzo na czymś zależało, potrafiła konsekwentnie dążyć do celu. Jednocześnie obce były jej manipulacje, po prostu stosowała taktykę zdartej płyty – wielokrotnie powtarzała pewne zdania i zachowania, aż w końcu, po jakimś czasie rozmówca robił dokładnie to, co zamierzała. Jej mąż i synowie wiedzieli już, że nie warto o pewne rzeczy się spierać i zazwyczaj godzili się na realizację pomysłów, które bez ostrzeżenia pojawiały się w jej głowie. Królestwem Agnieszki była kuchnia, tam wszystko było poukładane według jej zamysłu i nikt nie śmiał zaburzać tego utrwalonego porządku. Trzeba było przyznać, że gotowała wybornie i niejednokrotnie słyszała od swoich gości, że powinna otworzyć swoją restaurację. Kiedyś rzeczywiście rozważała ten pomysł, ostatecznie jednak nigdy się nie odważyła na jego realizację. Prowadzenie pensjonatu było nie tylko jej pracą, ale i źródłem ogromnej radości. Uwielbiała poznawać ludzi, słuchać ich historii. Goście zachwalali jej życzliwość i serdeczność. Wielu z nich wracało w kolejnych latach, mimo to rodzinny biznes powoli stawał się deficytowy zamiast budżetowy. Jej mąż Marek, co prawda uspokajał ją, że starcza im na życie i nie muszą szukać póki co dodatkowego źródła dochodu, ale te „póki co” brzmiało złowieszczo i wkradało się do jej myśli czasem zupełnie niespodziewanie. Na przykład w środku nocy.
           Dziś jednak jej myśli krążyły wokół zupełnie innych spraw. Od rana była podekscytowana na przyjazd młodej pary. Już od kilku dni zastanawiała się w jaki sposób umilić im ten pobyt. Nie żeby młodzi, zakochani w sobie ludzie, będący świeżo po ślubie mieli się ze sobą nudzić. Sama pamiętała swoją podróż poślubną. Marka wpatrzonego w nią jak w obraz i stopniowe odkrywanie siebie, szczególnie w aspekcie fizycznym. Rumieniła się po dziś dzień na wspomnienie tamtych dni. Miała jednak bolesną świadomość, że w obecnych czasach mało kto celebruje swoje małżeństwo po jego zawarciu. Przypomniała sobie jak drżała, gdy jej dzieci chodziły na randki i nie wracały na czas do domu. Wiedziała, że nie może uchronić ich przed światem, ale bardzo pragnęła, by nie narobili żadnych głupot i cierpliwie czekali na tę jedną jedyną osobę. Była przekonana, że to ma sens. Zresztą nie raz mówiła, że ona ani przed ślubem nie mieszkała ani nie współżyła, a jej małżeństwo układa się cudnie i pomimo upływu lat wciąż kocha i czuje się kochana. A teraz co? Młodzi ledwo się poznają i już ze sobą mieszkają, a później same wcześniaki się rodzą. O nie, to nie było na jej nerwy. Tak czy inaczej, z rozgoryczeniem przyjęła wiadomość, że zamiast szczęśliwej pary młodej, przyjechała biedna dziewczyna, która z pewnością miała złamane serce. Kacper nic więcej jej nie powiedział, a i to wydobyć z niego było bardzo ciężko. Zaproponował, że skoro jest taka ciekawa, to sama powinna ją wypytać, co takiego się stało. O nie, Agnieszka Adamczyk swój honor miała i wiedziała, że o takie rzeczy nie pyta się wprost. Będzie chciała bidulka się zwierzyć, to jej wysłucha. Nawet z nią popłacze, ale nie będzie o nic pytać. Miała bardzo silne przekonanie, że to nie byłoby właściwe. Znała za to sposób jak poprawić porzuconej pannie młodej humor, a tym sposobem było jedzenie. Dużo jedzenia, pysznego, domowego, z samych naturalnych produktów. O to sama mogła zadbać i postanowiła, że w ten sposób pomoże.
     Malwina i Majka westchnęły na widok i zapach obiadu. Już sama porcja rosołu wystarczyłaby im na całą resztę dnia, ale pani Agnieszka wyraźnie dała im do zrozumienia, że nie wypuści ich z jadalni póki nie zniknie z ich talerzy całe drugie danie. A było co jeść i już od samego spoglądania na kluski i rolady miały wrażenie, że przybierają na wadze. Dla Malwiny może i nie byłoby to złym rozwiązaniem, gdyż od czasu rozstania z Dawidem straciła wiele kilogramów. Majka usilnie pilnowała, by żaden niepożądany gram pojawił się na jej ciele. Tak czy inaczej, każda z nich posłusznie jadła, nie chcąc narazić gospodyni na przykrość. Tyle im opowiadała o tradycyjnej kuchni śląskiej, której jej w Maminowie tak bardzo brakuje, że nie sposób było nie docenić jej starań. Jedzenie do tego było nadspodziewanie dobre, choć ilości przesadzone i musiały wykazać się swoimi umiejętnościami zawodowymi, by grzecznie i jednocześnie stanowczo odrzucić ofertę dokładki. Pani Agnieszka odpuściła, wyjątkowo.

***

          Marcin zaproponował wspólny posiłek. Zdecydowali się zamówić domowy obiad z kuchni pani Adamczyk, o której opowiadał z rozbawieniem. Była mamą jego przyjaciela – Kacpra, co w jej mniemaniu upoważniało ją do wywierania wpływu na podejmowane przez niego decyzje. Po rozstaniu z Olą twardo trzymała jego stronę, zaciekle broniąc go przed podejrzeniami zdrady. Tych szczegółów nie chciał zdradzać Karolinie, przynajmniej nie teraz.
        Kiedy pojechał odebrać obiad, Karolina rozpakowywała swoje rzeczy. Nie miała ich wiele. Przy łóżku położyła notatnik, długopis i książkę. Powyciągała talerze, sztućce oraz szklanki i równo ułożyła je na stole. Dopiero po chwili zauważyła piwonie w wazonie. Powąchała delikatne płatki kwiatów. Uświadomiła sobie, że musiały pojawić się niedawno i domyślała się, że ofiarodawcą jest Marcin. Ciekawa była, czy znał ich symbolikę, czy też wybrał je przypadkowo. Czuwam nad tobą, opiekuję się tobą. Opis pasował do tego czego doświadczała od kilku godzin. Postawiła je na środku stołu i wróciła do rozpakowania rzeczy. Odkryła, że w lodówce znajduje się kilka podstawowych produktów spożywczych, a w chlebaku znajdowało się świeże pieczywo. Poczuła nową falę mdłości. Silniejszych niż dotychczas. Postanowiła się nie przejmować, ale od razu w myślach zapisała, że  powinna się zgłosić do miejscowego lekarza.
       Nie chciał słyszeć o tym, żeby to Karolina płaciła za jedzenie, a kiedy ona oponowała, zaproponował, że po pierwszej wypłacie to ona zrewanżuje się obiadem. Przystała na to chętnie i mimowolnie uśmiechnęła się na myśl o tym, że czeka ich przynajmniej jeszcze jeden wspólny posiłek. Chwilę jeszcze rozmawiali o mało znaczących sprawach, po czym pożegnali się. Kiedy wyszedł, odczuła zmęczenie. Skwar na dworze nie zachęcał jej do wyjścia na dwór, postanowiła więc wykąpać się i położyć. Otworzyła zeszyt i napisała: „jesteś najbardziej oczekiwaną niespodzianką mojego życia.”

Komentarze

  1. Czytam i czytam i nie mogę się doczekać dalszego ciągu :)
    Aleczka

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz