Bezcenny dar - podróż (4)



         Malwinę obudził albo ostry ból głowy, albo też dźwięk udarowej wiertarki dochodzący z mieszkania sąsiada. Po chwili namysłu doszła do wniosku, że obie kwestie są ze sobą mocno powiązane. Na szczęście nie musiała się spieszyć do pracy, pierwszy klient umówiony był dopiero na dwunastą. Do tego czasu zamierzała porozmawiać z Dawidem i na nowo wejść w rolę szczęśliwej narzeczonej. Włączyła komórkę i niecierpliwie oczekiwała. Kiedy wreszcie zabrzmiał znajomy dźwięk, z ulgą rzuciła się w kierunku telefonu.
Kilkukrotnie odczytywała treść wiadomości, próbując nadać jej głębszy sens. Żadnych przeprosin ani też czułych słów. Jedynie sucha propozycja spotkania wieczorem celem ustalenia szczegółów technicznych ich rozstania. Brzmiało to definitywnie i nieodwracalnie. Pod powiekami zaczęły zbierać się łzy, zrobiła więc kilka głębszych wdechów, próbując uspokoić nerwy. Wybrała numer do Dawida, po piątym sygnale odebrał. Rozmowa była krótka i rzeczowa. Jej "kocham cię", rzucone machinalnie na sam koniec, pozostawił bez odpowiedzi. 

*** 
          Na spotkanie przyszedł spóźniony, nawet za to nie przeprosił. Daremnie trudziła się szybkim przygotowaniem kolacji, był już z kimś umówiony i nie chciał się przejeść. 
Wygłosił przemowę, robiąc co jakiś czas długie przerwy, jakby oczekiwał od niej odpowiedzi. Chrząkał znacząco i raz nawet spojrzał na nią tak jak dawniej, czule. A jednak Malwina uparcie milczała. Bynajmniej nie dlatego, że zabrakło jej słów. Zazwyczaj doskonale wiedziała, co i jak powinna mówić, za to jej płacili. 
Tymczasem jednak nie widziała sensu w zabieraniu głosu. Pozwalała słowom płynąć i próbowała cokolwiek zrozumieć.
Jej babcia powtarzała, że stojąc z daleka, można więcej dostrzec niż z bliska. Miała rację. Właśnie to dostrzegała.
A więc ich związek był naznaczony zdradą. W końcu się do tego przyznał, a raczej wyrzucił z siebie, że dopiero teraz czuje, że znalazł swoje szczęście. Długonogie, prosto z pracy. Jakie to banalne – pomyślała gorzko.

            Jednakże czarę upokorzenia przelało coś zupełnie innego. Dawid, tak bardzo przejęty wizją swojego nowego szczęścia, poinformował ją, że jeśli nie ma nic przeciw temu, to chciałby wykorzystać rezerwację ich sali weselnej, ponieważ Kasia nalega na szybki ślub, a chyba rzeczywiście nie mają na co czekać. 

            ***
            Malwina rozważała te słowa przez kilka kolejnych dni. Nie żeby miała jakieś plany co do sali weselnej czy też samego terminu w kościele, ale przecież tak nie wypadało. Prawda? 

 - Nie wypada – potwierdziła babcia Helena, która zasugerowała również przeprowadzenie Dawidowi kompleksu badań, a w przypadku, gdyby zaprzeczyły jego niepoczytalności, proponowała skierowanie w stosunku do tego „tfupożalsięBożekretyna” pozwu, nawet zbiorowego, o krzywdy moralne.

- Nie wypada – stwierdziła Majka, która najchętniej wysłałaby Dawida na księżyc z biletem w jedną stronę. Póki co jednak, sama została wysłana do miejscowego sklepu po kolejną paczkę chusteczek higienicznych, gdyż okazało się, że pieczołowicie zgromadzony zapas wyczerpał się po pierwszej godzinie histerycznego płaczu Malwiny. Sprzedawca początkowo przyglądał się jej nieco podejrzliwie, ale ostatecznie w gratisie dołączył kubeł lodów. W amerykańskich filmach zawsze pomagają – uśmiechnął się figlarnie i gdyby nie to, że Majka nie mogła zostawić w potrzebie przyjaciółki, to kto wie co by z tego wyniknęło?

***
- To co teraz będzie? – Majka postawiła przed Malwiną kolejną paczkę chusteczek, gratisowe lody i dołożyła od siebie  nieco już rozpuszczoną czekoladę.
- Nie wiem, musimy się rozliczyć za salę, zespół i inne takie. Kto wie, może suknię ślubną też ode mnie będzie chciała odkupić?
- Sukni nie sprzedawaj, przyda ci się w innym czasie. Kto bierze podróż poślubną? 
- Państwo młodzi nie są zainteresowani, z tego co mi wiadomo. Jaśniepaniszczęściedawidowe woli zdecydowanie góry od jeziora, więc mogę sobie pojechać. Dawid uznał, że w ramach przeprosin nie muszę mu zwracać kosztów. 
- O, jakie to wspaniałomyślne – prychnęła – to jak, jedziesz?
- Daj spokój, aż tak żałosna nie jestem, żeby jechać i sama z sobą przeżywać niedoszłą podróż poślubną – wypowiedziała, zanosząc się kolejną falą płaczu.

Majka przytuliła ją do siebie i nie uspakajała. Wiedziała doskonale, że w takiej sytuacji żadne słowa nie przyniosą pociechy. Nie można było zamiatać sprawy pod dywan, ale też nie było co wyolbrzymiać krzywdy. Dawid to bęcwał – każdy o tym wiedział, każdy oprócz Malwiny. I co by nie mówić dobrze się stało, jak się stało. Oczywistym było również to, że zmarnowanie kilku tygodni wypoczynku i płakanie do poduszki w domu nie miało większego sensu. A jeśli faktycznie nie zamierza przestać łkać, to może równie dobrze robić to na świeżym, wolnym od smogu, mazurskim powietrzu.
- Pojedziesz – powiedziała dobitnie. – Nie próbuj nawet protestować, bo nie masz żadnego dobrego argumentu. Zawiozę cię i będziesz tam lizać swoje rany, a nie smęcić tutaj od rana do wieczora.
Malwina chciała zaprotestować, ale poddała się. Wiedziała, że cokolwiek powie zostanie to tylko wykorzystane przeciwko niej. Postanowiła, że postara  się wykrzesać z siebie choć resztki entuzjazmu . To nie było łatwe zadanie.

***
            Karolina zajęła miejsce przy oknie. Nikt nie stał na przystanku, by pomachać jej na pożegnanie. Zastanawiała się, jak zareaguje Andrzej, na wieść o tym, że postanowiła opuścić Kraków. Miała zacząć nowe życie, a jednak wiedziała, że i tak wszystko będzie w jakiś sposób naznaczone nim. 
            Przegryzła batonik, który miał zapobiec nudnościom. Obawiała się, że nie będzie się dobrze czuć w długiej podróży. Kobieta, która zajęła miejsce koło niej, od razu zamknęła oczy i zasnęła. Zazdrościła jej tego, ona sama pomimo wyczerpania, nie była w stanie spać.  
            Nieproszone myśli od razu pojawiły się w głowie, podsuwając coraz to gorsze scenariusze. Nie chciała im się poddać. Wszystko będzie dobrze, wszystko się ułoży – szeptała na przekór wszystkiemu.
            Przypomniała sobie wizytę u księdza Antoniego. Podśpiewywał pod nosem wesołe melodie, niekościelne. Zaproponował herbatę, drożdżowe ciasto (świeży wypiek gospodyni) i wypytał o samopoczucie. Kiedy opowiedziała mu, że w dalszym ciągu nie znalazła pracy, uśmiechnął się szeroko. 
- To właśnie chciałem usłyszeć. Z nieba mi spadłaś dziewczyno. Mój dobry znajomy od kilku tygodni poszukuje kogoś, kto idealnie odpowiada twoim kwalifikacjom. Teraz jednak zjedzmy ciasto, a później przejdziemy do interesów.
            Sceptycznie wysłuchała opowieści, nie wierząc, że może się udać. Z przekazanych informacji wynikało, że powinna podjąć decyzję jeszcze w tym tygodniu, a w kolejnym wyjechać. Tempo zmian ją przerażało i nie była przekonana, czy jest w stanie podjąć słuszną decyzję. Nie chodziło tylko o podjęcie nowej pracy, ale o przeprowadzkę z Krakowa na Mazury. Nigdy nie słyszała o Maminowie. Zastanowiła się, jakie mogłaby wieść tam życie, czy poczułaby się tam lepiej niż w bezdusznym Krakowie. Wątpliwości się mnożyły. Co prawda nic ją tutaj nie trzymało, ale jednocześnie bała się odkryć, że nie należy również do Maminowa. Próbowała się modlić w tej sprawie, ale jakiekolwiek prośby w kierunku Boga wydawały się jej zuchwałe. Odwróciła się od Niego na pięcie, a teraz oczekuje, że wskaże jej drogę? 
            Postanowiła spróbować. 
      Z każdym pokonanym kilometrem była mniej przekonana co do słuszności swoich wyborów. 



Komentarze