Bezcenny dar - przygotowania (5)

 

             Kacper ustawił wazon na środku stołu. Niedbale włożył liliowce, które nad ranem zerwał z ogrodu. Dla niego nie miało większego znaczenia, jakie dokładnie kwiaty będą zdobiły pokój, ale jego mama uważała inaczej. A on swój rozum miał i wiedział, że na pewne pola bitewne się nie wchodzi, gra po prostu nie była warta zachodu. Już i tak od kilku dni ich stosunki były napięte. Bardzo przejmowała się przyjazdem pary młodej i niestety, swoją frustrację wyrażała poprzez aktywizm lub raczej nadaktywność. Mama była urodzonym dowódcą i niczym najbardziej przebiegły strateg wojenny raz po raz zmieniała koncepcję wystroju. Kacprowi nie pozostało nic innego jak po prostu potulnie poddać się jej rozkazom. W ciągu jednej doby trzy razy zmieniał pościel i dwukrotnie przesuwał łóżko. Rozumiał to.
           Maminowo było cudownym miasteczkiem, jednakże liczba letników z roku na rok malała. Głównym źródłem utrzymania rodziców była agroturystyka, więc chcąc nie chcąc musieli dołożyć wszelkich starań, by przyciągnąć coraz to bardziej wymagających turystów. Dlatego też, choć wcale nie był z tego dumny, pozakładał fikcyjne konta na kilku forach i portalach społecznościowych, opisując i wychwalając uroki miasteczka. W jednym poście pokusił się o stwierdzenie, że jest idealne na podróż poślubną, a najwyraźniej ktoś w to uwierzył.
         Niewątpliwie aktywizm mamy był powiązany z nieuleczalnym romantyzmem, który przenikał większość jej poczynań. Od kilku tygodni było jasne, że nowożeńcy stali się najważniejszym wydarzeniem sezonu i szczegółowo zaplanowała im różnego rodzaju atrakcje. Dno wanny wyłożone było płatkami róż, w kilku miejscach znajdowały się zapachowe świece, a w salonie czekał na gości równo ułożony stos z muzyką romantyczną. Na lodówce wisiał przyczepiony magnesem (w kształcie serca, oczywiście) wykaz najlepszych restauracji w okolicy i propozycje wypraw promem po pobliskich jeziorach. Raz ojciec kpiąco zapytał, gdzie umieściła wskazówki, jak przeżyć noc poślubną. Nie doczekał się odpowiedzi, tylko głośnego trzaśnięcia drzwiami i zapowiedzi, że jeszcze jedno tym podobne pytanie, a będzie mógł zapomnieć o jakiejkolwiek nocy poślubnej przez najbliższy miesiąc.
        W samo południe usłyszał charakterystyczny ryk silnika. Pospiesznie odłożył książkę pod blat i czekał. Przez długie minuty nikt się nie pojawiał, więc przesunął firankę, żeby spojrzeć na podjazd. To, co zobaczył oznaczało tylko jedno – kłopoty. Piękne, długonogie, kłopoty.

        ***
       Marcin Rudnicki pospiesznie się ubierał. Jeśli miał zdążyć, musiał wyjść z domu w przeciągu najbliższych dziesięciu minut. Teoretycznie było to dostatecznie dużo czasu, jednakże dzisiejszy poranek rządził się swoimi prawami. Przede wszystkim wyświetlacz komórki poinformował go o szesnastu nieodebranych połączeniach od Aleksandry oraz o trzech od jego matki. Jedno i drugie nie zwiastowały niczego dobrego. Na żadne nie zamierzał odpowiadać, co nie oznaczało bynajmniej, aby obie panie zrezygnowały z prób kontaktu. Kiedy ubierał spodnie dostał kilka wiadomości, z których wynikało, że: a) jest osobnikiem bez serca, b) powinien przestać się wygłupiać i c) jeszcze będzie żałował swoich decyzji. Sytuacja powoli stawała się tragikomiczna. Kiedy był związany z Aleksandrą, ona i jego mama, nie zgadzały się absolutnie w żadnej kwestii. Teraz jednak było inaczej i to go martwiło. Z samą Olą dałby sobie radę, ale jego matka to nie był łatwy orzech do zgryzienia. Chociaż miał już swoje lata i z sukcesem zarządzał szkołą, to jednak dla mamy był małym synkiem, którym mogła swobodnie dyrygować. Wiedział, że po części ponosił odpowiedzialność za ten stan rzeczy, bo nie reagował, gdy ta próbowała wtrącać się w jego życie. Postawienie granic było trudne, ale im dłużej o tym myślał, tym większą czuł potrzebę.
           Aleksandra miała prawo być na niego zła. Rozumiał jej rozgoryczenie i żal. Od dawna nie kryła przed nim swoich zamiarów. Marzyła o tym, żeby zostać jego żoną, czym dzieliła się z wszystkimi napotkanymi osobami. Ponoć nawet rozpoczęła na własną rękę poszukiwania sali weselnej i wybrała wymarzony pierścionek zaręczynowy. Zabrakło jej w tym wszystkim subtelności, choć nie to przeważyło o jego decyzji. Pewnego dnia usłyszał w głowie głos to nie jest twoja droga i wiedział, co powinien zrobić. Jednak zwlekał. Byli przecież dobrze dobraną parą, żyło się im wygodnie, zdążyli przyzwyczaić się do siebie. A jednak głos mówiący to nie twoja droga nie przestawał rozbrzmiewać. Kiedy się rozstali w Maminowie zawrzało. Jego matka pozorowała atak serca, a wspólni przyjaciele zdystansowali się od niego. Wszyscy spodziewali się rychłego ślubu i decyzja Marcina wzbudzała kontrowersje. A później pojawiła się w jego głowie zupełnie nowa myśl. Zaopiekuj się nią. Nie wiedział, kim miał się opiekować, nie miał też na to najmniejszej ochoty.

***
           PKS dojechał na miejsce punktualnie. Do spotkania z dyrektorem Karolinie zostało około dwóch godzin. Wcześniej sprawdzała trasę, wiedziała więc, że może spokojnie do tego czasu zjeść przygotowane wczoraj śniadanie i odpocząć po trudach podróży. Była niewyspana i bolał ją kark. Chyba dopiero teraz zaczęło do niej docierać, na co się zdecydowała. Lęk mieszał się z podekscytowaniem. Zastanawiała się, czy podjęła dobrą decyzję. Nie znała tu przecież nikogo, a małe miasteczko przedstawiało o wiele mniejsze perspektywy niż Kraków.
Kierowca pomógł jej wyjąć torbę i odjechał w kierunku Giżycka. Oprócz niej nie było nikogo, mazurska wioska spała. Zauważyła, że nieopodal przystanku znajdował się nieduży plac zabaw, a obok niego fontanna i ławki. Podeszła bliżej i zanurzyła w zimnej wodzie ręce. Drobna mgiełka wody delikatnie osadzała się na skórze i przyjemnie schładzała ciało. Dzień zapowiadał się upalnie, już teraz czuła skwar i duchotę, postanowiła więc nigdzie się nie ruszać.

       ***
           Marcin był na siebie zły. Nikogo nie zastał na przystanku. Spóźnił się, co prawda tylko kilka minut, ale przez to cały misterny plan legł w gruzach.
           Wyciągnął telefon i wybrał pospiesznie numer, odezwała się poczta głosowa. A może wcale nie przyjechała? – pomyślał zrezygnowany. Gotów był wrócić do domu i wtedy dostrzegł zarys smukłej kobiecej sylwetki przy fontannie. Z daleka nie był w stanie ocenić, czy to jego zguba, ale leżący nieopodal bagaż wskazywał, że prawdopodobnie dobrze trafił. Przypatrywał się jej. Właśnie wystawiła twarz do słońca i po chwili zanurzyła ręce w wodzie. Było w niej coś urzekającego. Wreszcie podszedł do niej i przedstawił się. Wyraźnie zdziwiła się jego przybyciem. Podała mu mokrą rękę i świadoma swojej gafy od razu zaczęła go przepraszać. Na żywo wydawała się mu o wiele ładniejsza niż przez Internet. Jej twarz była subtelna, delikatna. Włosy, pełno włosów, przyciągały wzrok. Widoczne zmęczenie ustępowało wdziękowi oczu, które były jednocześnie smutne i hipnotyzujące. Pomyślał, że z taką nietypową urodą z pewnością zawróciła niejednemu facetowi w głowie. Od razu zganił się za te myśli. Ona przyjechała tu w celach zawodowych, a on sam miał dość swoich problemów i niepotrzebne było mu mieszanie się w cudze problemy. A tego, że Karolina przywiozła ich więcej niż mogłoby się zmieścić w bagażu podręcznym był pewien.

Komentarze

  1. bardzo interesujące. Chętnie poczytam dalsze części :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz